Motto: Musimy zdawać sobie sprawę z faktu sterowania wszelkich naszych myśli, odruchów i działań przez cały szereg neuro-psychicznych "systemów i aplikacji", o których wiemy daleko zbyt mało, by móc w pełni świadomie kierować swoim postępowaniem. Niektóre z tych "urządzeń", na szczęście, można stosunkowo łatwo badać stosując zwykłe procedury logicznego wnioskowania; nie znaczy to jednak wcale, by znaczenie tych właśnie "systemów i aplikacji" dla naszych postępów w pianistyce było mniejsze od znaczenia innych, daleko głębiej ukrytych struktur, do których badania potrzeba daleko bardziej subtelnych narzędzi...!

(przemyślane dawno temu)

Technika gry: sprawy oczywiste!

Prezentacja pierwsza dostępna jest przez ten link; prezentacja druga - proszę tędy!

A. B.C.

Pewnik: muzyk i jego instrument są częściami tej samej całości. Aby ów złożony układ mógł sprawnie działać, funkcjonowanie obu struktur musi odbywać się w optymalnej zgodności; to znaczy - organizacja współdziałania podsystemów powinna uwzględniać ich naturalne możliwości.

Problem: wydobycie przeciętnie głośnego (mezzo forte) dźwięku fortepianowego nie wymaga wielkiej siły fizycznej; w każdym razie pianista potrzebuje jej znacznie mniej od innych instrumentalistów - spójrz na obrazki (powyżej) i porównaj pod tym względem przykłady A, B oraz C.

Potwierdzeniem tej prawdy, między innymi, jest fakt możliwości wydobywania brzmień o doprawdy gigantycznej mocy przez osoby nie tylko stare, ale wręcz LEDWIE PORUSZAJĄCE SIĘ O WŁASNYCH SIŁACH - jak to miało miejsce w przypadku ostatnich występów dwu wielkich Mistrzów Fortepianu: Artura Rubinsteina i Vladimira Horowitza. Wszystko zresztą jedno, czy do wydobycia dźwięku o określonej mocy potrzebujemy gramów czy kilogramów - i tak, szczęśliwie, niemal nie musimy używać siły mięśni, ponieważ ciężar ręki zawsze może być wykorzystany jako główne źródło SIŁY brzmienia. Oczywiście, do pomocy w tym działaniu niezbędnie potrzebujemy energii i ruchliwości - generalnie - aktywności całego, NIE TYLKO fizycznego aparatu gry. To prawda. Jednak - powtórzmy jeszcze raz: wcale nie musimy w jakiś szczególny sposób pracować nad wzmacnianiem siły muskularury naszych rąk!

W tej kwestii Chopin był dokładnie tego samego zdania co Prof. Neuhaus: nie ma żadnej potrzeby zwalczania jakichkolwiek tak zwanych oporów klawiatury fortepianu! Te sławetne "opory" są tylko "wiatrakami" wyprodukowanymi przez nieświadomą rzeczy, skołowaną wieloma mitami wyobraźnię – niestety, ale trzeba to wyraźnie powiedzieć – pianistów, którzy sami mają KŁOPOTY z techniką gry i bardzo błędnie sądzą, że o sprawności DZIAŁANIA aparatu gry pianisty decydują mięśnie, a konkretnie – mięśnie palców i dłoni.

Skutek: dlatego, niestety, wielu adeptów fortepianu nadal dość mało wie o praktycznych sposobach korzystania z klawiatury - tak niezwykle przyjaznej rękom pianisty.

Komentarz I: praktycznie oceniając, jakakolwiek kompatybilność nie jest możliwa w sytuacji, w której elementy omawianego aktualnie, złożonego z dwóch wewnętrznie integralnych całości systemu: instrumentalista i jego instrument - działają na zdecydowanie różnych poziomach fizycznego napięcia.

Mechaniczna specyfika klawiatury powoduje, że bardzo niewiele energii potrzeba do wydobycia pełnowartościowego, dobrze "brzmiącego" dźwięku. Już swobodny spadek dziecięcej ręki generuje wystarczająco wiele energii, aby wydobyć dźwięk na poziomie mezzo forte.

Musimy jednak wziąć pod uwagę pewien istotny aspekt zagadnienia: zwykły, bezmyślny, luźny, niczym nie kierowany spadek ręki [zwykłe, bezmyślne, "puste" uderzenie palca], NIESTETY, powoduje wydobycie zwykłego, bezmyślnego, PUSTEGO dźwięku - tak więc, sądzę, że warto w pierwszej kolejności zwrócić uwagę na niewidzialne elementy problemu, a także zastanowić się nad treścią obrazków, które uczą; koniecznie!

Przyjrzyj się obrazkom poniżej:

B. ... D.

Podejrzewam, że jakkolwiek nasz Szanowny Gość (z przykładu B; tu widzimy tylko fragment obrazka) nigdy nawet nie słyszał o żadnych Pięciu Wielkich Bonusach, z których przykład D pokazuje tylko cztery... - wirtualnego smyczka nie potrafiłem jakoś w ten schemat wrysować, to i tak on używa je z podobną łatwością, z jaką ptak używa skrzydeł, a ryba płetw i ogona!

Wniosek: oceniając rzecz z punktu widzenia praktycznych możliwości i nie-możliwości – rzeczywista kompatybilność elementów systemu jest możliwa tylko w przypadku funcjonowania obu jego części, instrumentalisty i instrumentu, na zbliżonym poziomie fizycznego napięcia. Wypada zauważyć, że klawiatura, SAMA, nie jest w stanie zmienić poziomu napięcia sprężyn oraz współczynników tarcia występującego przy poruszaniu się poszczególnych części umożliwiających jej działanie – co z kolei oznacza, że to pianista MUSI dostosować napięcia WEWNĄTRZ aparatu gry [ramion, przedramion, przegubu, dłoni i palców] do poziomu napięć w klawiaturze. Ponieważ zaś w grę wchodzą siły rzędu kilkudziesięciu GRAMÓW, nie ma żadnej potrzeby szukać sposobów wzmacniania i tak relatywnie ZBYT WIELKIEJ siły muskulatury rąk, dłoni i palców pianisty by umożliwić jej doprawdy BEZWYSILKOWĄ WSPÓŁPRACĘ z klawiaturą każdego fortepianu. Trzeba się TYLKO nauczyć sposobów racjonalnego jej używania.

3 x "dlaczego":

a) W imię niepojętych pobudek, przyczyn lub zasad niektórzy adepci fortepianu mają w zwyczaju używać bardzo silnie napiętych rąk nawet przy realizacji fragmentów instrumentalnie niewinnych, doprawdy bardzo łatwych technicznie? Oni czynią tak stale, zawsze - zupełnie niezależnie od okoliczności zewnętrznych oraz (ZWŁASZCZA!) potrzeb wykonywanej muzyki. DLACZEGO?

b) W imię niepojętych pobudek, przyczyn lub zasad niektórzy adepci fortepianu mają w zwyczaju interpretować każdą frazę, część utworu, utwór - w stanie maksymalnego natężenia emocji. Zawsze, stale i bez końca ich interpretacje NAZNACZONE są piętnem pasji i dramatu – zupełnie niezależnie od okoliczności zewnętrznych oraz (ZWŁASZCZA!) potrzeb wykonywanej muzyki. DLACZEGO?

c) W imię niepojętych pobudek, przyczyn lub zasad niektórzy pianiści mają w zwyczaju "odtwarzać" wszelką muzykę, z wielką starannością eliminując z gry jakiekolwiek ślady mogące naznaczyć ich wykonanie piętnem ich własnej emocjonalności. Na ogół tłumaczą to troską o zachowanie "ducha" kompozytora, niestety – zapominając o tym, że każdy wielki kompozytor był lub jest też WIELKĄ INDYWIDUALNOŚCIĄ twórczą, której z natury obce jest naukowo-obiektywno-mdłe podejście do materiału muzycznego. Troska o zachowanie autentycznego "ducha" wykonywanej muzyki czy doprawdy musi być realizowana przez kastrację wszelkich śladów własnej artystycznej indywidualności interpretatora? DLACZEGO?

3 x "dlatego":

1. Dlatego osoby używające przesadnie wielkiej siły fizycznej w czasie gry na fortepianie, narażone są na najróżniejszego typu przypadłości ortopedyczne, odczuwają lęk przed tzw. ciężkimi instrumentami i w ogóle - łudzą się, że mają przyjemność z grania.

2. Dlatego osoby usiłujące za wszelką cenę NASYCIĆ każdą frazę nadmiernymi emocjami są skazane na PRZESYT muzyką i w sytuacjach skrajnych odwracają się do niej plecami, tak – jakby to muzyka była winna ich estetycznej "zgadze".

3. Dlatego osoby, niekiedy nawet bardzo wybitnie uzdolnione ogólnie i muzycznie – tyle, że pozbawione temperamentu artystycznego, cierpiąc z powodu braku sukcesów estradowych przechodzą do innej działalności.

Komentarz finalny: na szczęście można też spotkać w świecie pianistów, którzy przede wszystkim są zainteresowani tym, co dzieje się MIĘDZY "za dużo" i "za mało" zarówno w manualnej jak intelektualno-emocjonalnej sferze gry. Skala ich dynamiki jest bogata, emocje - czytelne, kolorystyka - ciekawa, a wszystko - bez przesady; są indywidualnościami bez popadania w dziwaczność.

Konkluzja: nie tylko Młodzi Pianiści powinni poważnie studiować Ideę, o której tu stale rozmawiamy! Ale szczególnie ci wszyscy, którzy doprawdy potrzebują pilnej pomocy w kłopotach, jakie sprawia im opanowywanie sztuki gry na naszym królewskim instrumencie (nawet organom bardzo jest daleko do możliwości wyrazowych fortepianu) powinni szukać oparcia w niezwykłej idei, którą po raz pierwszy w historii instrumentalistyki realizował w swej praktyce Fryderyk Chopin, a którą w znacznej mierze uzupełnił i opisał Prof. Neuhaus; nie musimy dodawać, że jego system system pedagogiczny zbudowany był na czysto chopinowskich podstawach.

A w razie kłopotów z interpretacją tej Formuły...

Post scriptum:

Na zakończenie tych wywodów wypada dodać, że z doświadczenia wynika, iż aczkolwiek w zasadzie nie ma rzeczy niemożliwych, tym nie mniej istnieją mniej lub więcej prawdopodobne. I choć zdarza się, że zupełna fajtłapa instrumentalna (z czasów liceum) dostaje się na studia, a potem w dodatku robi jakąś karierę, to jest to jednak zdarzenie na ogół wyjątkowe.

Mówiąc o "karierze" lepiej na początek nie myśleć o willi na Lazurowym Wybrzeżu; korzystniej jest w tym przypadku wziąć pod uwagę nieco bardziej zwyczajne powodzenie w życiu – jakąś małą stabilizację materialną i duchową. Nie ulega wątpliwości, że fundamentem powodzenia nawet w sytuacji takiego programu minimum musi być opanowanie technicznych podstaw instrumentu. Za Dawidem Ojstrachem muszę powiedzieć, że wprawdzie technika to umiejętność realizacji konkretnych zadań, ale mistrzostwo - to umiejętność + świadomość tego "co, jak i w jakiej kolejności" należy w instrumentalnym fachu robić; zdaniem Ojstracha prawdziwa technika to SYSTEM, w którym nie ma tajemnic, i w którym jedno z drugiego logicznie wynika (bardzo wielu adeptów, zresztą nie tylko pianistyki, jest kierowanych na manowce przez mistrzów umiejętności, którym tej świadomości niestety brakuje).

Cechą może najbardziej istotną dla muzycznej techniki wykonawczej jest to, że nie ma ona wiele wspólnego z techniką w ogóle. Bo o ile technikę w ogóle cechuje przede wszystkim dzielenie na części, analiza i opis, o tyle nasza technika to w pierwszej kolejności sztuka syntezy i budowania, nasycania wyrazem i tworzenia wartości, czego wielu zajmujących się jej teorią najwyraźniej nie rozumie; przykład bardzo typowy to koncepcja, której autorem jest Mr. Chuan C. Chang. Nie można przecież nauczyć się sztuki hodowania kwiatów badając ich anatomię i fizjologię w oderwaniu, np, od problemu WARUNKÓW niezbędnych dla pomyślnego WZROSTU całej rośliny...!

Większość "pomysłów na technikę", z pomysłami młodego Liszta na czele, wychodziła z takich właśnie irracjonalnych przesłanek: badano FIZYCZNE elementy zadań, z łatwością postrzegalne gołym okiem, ale kompletnie zaniedbywano wszystko co najistotniejsze dla rozwoju człowieka, który te zadania miał ku swojej i innych radości wykonywać. Skutki były opłakane – pierwszym z nich było fizyczne (ortopedia) cierpienie, zaś następnym – udręczenie psychiczne.

W formule proponowanej przez Chopina i Neuhausa mamy sytuację diametralnie inną: nikt tu nie obiecuje "gruszek na wierzbie" i nie gwarantuje, że BYLEŚ ĆWICZYŁ to, to, to i to tak, tak, tak i tak przez tyle i tyle godzin dziennie – a będziesz Mistrzem. Nie wierzcie takim obietnicom bo to są tylko wierutne łgarstwa, równe kłamstwom znanym z wielu reklam handlowych.

Promując Metodę, która w 101 procentach oparta jest na Metodach Chopina i Neuhausa nie kłamię, nie łudzę nikogo, że będzie grać lepiej od Argerich i Volodosa. Jestem za to pewien, że ta Metoda daje jednak bardzo mocne GWARANCJE, że zgodnie z nią prowadzony pianista nie będzie nigdy cierpieć walcząc z "oporami klawiatury" – bo takie opory po prostu NIE istnieją dla kogoś, kto umie z klawiatury w poprawny sposób korzystać. Automatycznie eliminuje się też zarówno problem trudności z osiąganiem tempa, jak powszechnie nękającą adeptów wielu instrumentów niemożność osiągnięcia bodaj w miarę pełnej koncentracji na wykonywanej muzyce. To ostatnie zjawisko jest niezwykle symptomatyczne: ponieważ technikę zwyczajowo "robi się" atomizując zadania, analizując sytuacje (dzieląc przysłowiowy włos na czworo) – nic dziwnego, że w chwili, w której chciałoby się wreszcie skupić na budowaniu formy, na plan pierwszy again and again wysuwają się elementy, o których wprawdzie nie chcemy TERAZ pamiętać, ale których nie umiemy zapomnieć...

W chopinowsko-neuhausowskim systemie pracy tego całego balastu po prostu nie ma i dzięki temu, pominąwszy nawet czysto manualne korzyści, szybko osiąga się także psychiczną równowagę dzięki nawiązaniu ciekawych i owocnych kontaktów z dobrą, sympatyczną i twórczą stroną swego własnego JA.

Czy to aby nie więcej warte niż "kariera"? A może to właśnie pierwszy pozytywny krok wiodący w jej stronę?

"Smak budyniu poznaje się w trakcie jedzenia"!

(przysłowie angielskie)

* Oceń swoje nawyki instrumentalne...!

* Chopin & Neuhaus

Zastanów się nad wszystkim co tu powiedziane i daj znać o postępach! OK?

Serdecznie pozdrawiam - Stefan Kutrzeba

Prezentacja pierwsza dostępna jest przez ten link; prezentacja druga - proszę tędy!

Background

Aktualizacja: 2006-10-31