No, to zaczynamy... Treść: Pierwsze kłopoty i pierwsze wyjaśnienia... Istnieje też druga strona medalu Tylko kilkoro Pań i Panów w historii... Pierwsze kłopoty i pierwsze wyjaśnienia... Skoro tu
zawitałeś, oznacza to, że interesujesz się fortepianem i wiesz, że do grania
na tym instrumencie potrzebna jest siła... Czy
zastanawialeś się kiedyś - ile jej potrzeba i skąd ją brać? O ile jesteś
wyjątkowo muzycznie uzdolniony - z pewnością nie musisz, a nawet nie
powinienieś nawet zastanawiać się nad tym problemem! Ale ci, którzy nie są aż
tak zdolni, a uczą się gry na tym instrumencie i napotykają na kłopoty w
pracy nad techniką, z pewnością nie raz musieli zastanowić się nad
przyczynami pewnego przykrego uczucia - braku wystarczającej sprawności
palców, które nie mogą sobie dać rady już to z oporami klawiatury, już to z
tempem... Skąd się te
PROBLEMY biorą? Popatrz - w człowieku
wszystko jest ze sobą ściśle połączone: ktoś powie Ci coś bardziej miłego,
słyszysz tylko SŁOWA, a czujesz, że Twoja krew zaczyna krążyć wyraźnie
żywiej! Skutek jest więc jak najbardziej FIZYCZNY. Ba, może Ci się nawet
wydawać, że na świecie sprawy zaczynają iść znacznie lepiej - choć na koncie
masz nadal tyle samo - długów lub pieniędzy. Wiemy wszyscy,
jak bardzo szkodliwy jest stres - bo zwęża naczynia krwionośne,
powoduje rozliczne szkody w systemie nerwowym, dręczy wątrobę, męczy nerki,
utrudnia albo wręcz uniemożliwia zapamiętywanie itp. Słowem - zjawisko bez
wątpienia odnoszące się do sfery psychiki - powoduje fizyczne, nieraz bardzo
boleśnie odczuwane skutki. Ale z drugiej strony - bez stresu zanikłyby
wszelkie emocji, tak negatywne jak pozytywne i jakie wówczas byłoby życie?
Czy kamień może przeżywać stres...? Podobnie
wyglądają sprawy z techniką gry na fortepianie: JAKAŚ siła musi być użyta –
kwestia tylko w tym, by jej nie było za wiele. Niestety, o ile w medycynie
(która tak często musi zmagać się ze skutkami stresu) czynnik psychiczny od
lat uwzględniany jest coraz bardziej powszechnie w terapii, to u nas - w
praktyce pianistycznej i w pedagogice fortepianu nadal się go powszechnie
pomija milczeniem. Przykład: jeśli
dziecko w wieku trzech/czterech lat nadal nie mówi - to zarówno jego rodzice
jak lekarze raczej zastanawiają się nad jego rozwojem psychicznym niż
zabierają do trenowania mięśni dziecięcego gardła! W kształceniu techniki
fortepianowej jednak na ogół wszystko odbywa się zgodnie z filozofią wyrażoną
w starym przysłowiu - "szewc zawinił, kowala powiesili...". Czyli:
nawet jeśli psychika śpi, słuch nie działa, a myślenie funkcjonuje na opak -
i tak winą za ewentualne niepowodzenie obciąża się palce i ręce; chyba
zresztą dlatego, że są one tak bardzo na widoku, i w dodatku - właśnie pod
ręką... Tak, a raczej
brak świadomości rzeczy u wielu muzycznych, zresztą niekłamanych Autorytetów
spowodował to, że siłę brzmienia zaczęto w nierozerwalny sposób łączyć z
fizyczną mocą tzw. uderzenia, a zdolność do gry w wielkich tempach - z
biegłością palców, którą najzupełniej błędnie uznano za całkowicie niezależną
od jakichkolwiek czynników pozamechanicznych. Reprezentujący
tę opcję pedagogiczną nauczyciele fortepianu, chcąc uzyskać wymarzone efekty
postanowili w pierwszej kolejności zająć się tymi elementami techniki gry,
które w ich przekonaniu wydawały się zdecydowanie najważniejsze: postanowiono
pracować nad wzmacnieniem siły PALCÓW oraz zajmować się zarówno rozciąganiem
dłoni jak w ogóle gimnastykowaniem rąk! Aż wstyd
powiedzieć, ale nawet tak genialny wirtuoz, tak doskonały kompozytor, tak
wybitna indywidualność (a w dodatku tak przyjazny innym, serdeczny i miły
człowiek) jak Franciszek Liszt - bardzo nagrzeszył pod tym względem w
okresie swej pedagogicznej młodości...! Te wszystkie
jednak, na ILOŚĆ a nie JAKOŚĆ nastawione sposoby pracy nie mogły i nie mogą
dawać żadnych innych - z wyjątkiem negatywnych skutków. Oczywiście, wybitnym
talentom DOJRZAŁY Liszt nie musiał polecać rozwiązań, o jakich dowiedziałeś
się korzystając z poprzedniego linka (pedagogiczna młodość Liszta); zresztą któż
zdolny miałby ochotę tracić czas na tak bezsensowne zajęcia i tak NIE BĘDĄC
Lisztem (Jego Geniusz kazał Mu TAK ćwiczyć, bo JEMU to najwidoczniej było na
coś potrzebne)? A jeśli nawet, to - parafrazując słowa jednej z moich
Koleżanek - możemy być pewni, że zdolnemu to żaden sposób ćwiczenia nie
zaszkodzi (oryginalne powiedzenie brzmi: "zdrowemu to żadna dieta nie
zaszkodzi"). Z drugiej
strony patrząc - owe ogłupiające metody do dzisiaj są bardzo popularne.
Studiujący fortepian nadal próbują poprawiać technikę gry ćwicząc palce na
tyle aktywnie jakby to od palców cała technika gry zależała. Sama natura takiego fortepianowego ćwiczenia
(bezmyślne zabijanie czasu) idealnie wychodzi naprzeciw psychicznemu
zapotrzebowaniu wielu z nas na życie w fikcji + "działalność bez
konieczności jakiegokolwiek psychicznego wysiłku". Tę potrzebę, tak
głęboko zakorzenioną w naszej naturze, można chyba zdefiniować jako jedną z
aplikacji instynktu samozachowawczemu każdego z nas; jednostki artystycznie
twórcze stanowią na szczęście znikomą mniejszość każdego Narodu (większość
jednostek tworzących Narody na ogół się nie przemęcza, przynajmniej -
umysłowo...! No tak, ale
trawiąc długie godziny przy instrumencie, reprezentanci WIĘKSZOŚCI przeżywają
jednak skądinąd bardzo wartościową dla nich ILUZJĘ wykonywania czynności
związanej w taki czy inny sposób ze SZTUKĄ; z pewnością bardzo
dowartościowuje ona obraz samego siebie w ich własnych oczach. Tak, hm, hmm -
rzeczywiste rezultaty chyba nie wydają się aż tak ważne... Czy wiesz: jaki
ciężar (ile gramów) może być podniesionych do góry przez klawisz wciśnięty
"do oporu", do dna klawiatury? Tak! Zgodnie z
normą firmy Steinway chodzi o ok.
50 gramów, czyli o 5 (słownie: PIĘĆ) dekagramów na klawisz - zależy od tego,
czy chodzi o klawisze w "sopranie" czy w "basie" oraz od
modelu instrumentu, oczywiście. A czy
sprawdzałeś kiedyś: z jaką siłą Twoja dłoń potrafi ścisnąć dynamometr? Bo każda z
moich rąk, a mam w 2004 roku 58 lat i doprawdy nigdy nie uprawiałem żadnych
sportów siłowych, "wyciska" z dynamometru sporo ponad 50
(pięćdziesiąt) KILOGRAMÓW. Ty - nawet
jeśli jesteś dzieckiem lub bardzo młodym człowiekiem, dziewczyną lub kobietą
- z łatwością wyciśniesz conajmniej 10 (i więcej) kilogramów! Jeśli do tego
dodamy ciężar ręki, który można wykorzystać przy wydobywaniu dźwięków z
fortepianu, to wydaje się oczywiste, że jakiekolwiek problemy z SIŁĄ przy
graniu nie powinny nigdy mieć miejsca! Takie problemy
ludzie mają i zjawisko jest na tyle poważne, że na jego temat napisano wiele
książek i artykułów. Powiedzmy
jasno: wiele z tych prac stawia problem na głowie. Bo podczas gdy rzeczywistą
przyczyną RZEKOMYCH problemów z SIŁĄ jest nieumiejętność - a) użycia
ciężaru oraz energii palców i rąk, a także b)
interpretowanie techniki gry jako procesu stricte fizycznego (zainteresuj
się tym linkiem!) - to wspomniane
prace z zasady zajmują się kwestią sposobu wzmacniania SIŁY palców, której
brak jest w mniemaniu ich Autorów najbardziej denerwującym problemem w dziele
pokonywania mechanicznych OPORÓW klawiatury. A tymczasem – Panie i Panowie –
gra na fortepianie jest SZTUKĄ... i stąd wypływają zupełnie dla większości
nieoczekiwane konsekwencje. Problemy z
tempem, co oczywiste, w większości wypadków powodowane są przez niemoc
WYOBRAŹNI oraz MARTWOTĘ MYŚLI, które na ogół występują w powiązaniu z mniej
lub bardziej wyraźnie niskią wrażliwością na muzyczne barwy i emocje. Z
jednej strony ci, którzy mają kłopoty z tempem - niekiedy chcieliby móc sobie
pobiegać i pofruwać po klawiaturze, z drugiej jednak tylko pod warunkiem,
żeby się to działo wyłącznie FIZYCZNIE... Nie mając
świadomości, że to właśnie jest tak - że palce dlatego nie działają jak
należy, bo na "strategicznym zapleczu" wszystko pogrążone jest w
głębokim uśpieniu - i wyobrażając sobie, że do ich uruchomienia potrzebna
jest wyłącznie jakaś SPRAWNOŚĆ fizyczna, przez blisko dwa stulecia rzesze
bądź-co-bądź profesjonalistów, najzupełniej błędnie i z uporem godnym lepszej
sprawy kierują uwagę swoją oraz pokoleń adeptów fortepianu głównie na
mechaniczne aspekty zagadnienia. Ze względu na
konieczność wykreowania sytuacji rzeczywistej KOMPATYBILNOŚCI między dwoma
układami biorącymi udział w grze: aparatem gry pianisty i klawiaturą
fortepianu - nie wolno w ogóle dopuszczać do powstawania NA TYLE silnych
NAPIĘĆ w palcach, dłoniach, przegubach rąk i w ogóle w mięśniach biorących
udział w artykułowaniu dźwięków na fortepianie, a co najważniejsze –
SKIEROWANYCH pionowo w dół, czyli nastawionych na DRĘCZENIE klawiatury, że
mogą one wyłącznie utrudniać realizację subtelnych, błyskawicznych regulacji
stanu WSPÓŁPRACY między rękami pianisty i mechanizmem klawiatury, której
własne napięcia są doprawdy minimalne (te 50 gramów/klawisz). Czy wyobrażamy
sobie możliwość współdziałania między urządzeniami, z których jedno wymaga
regulacji w gramach, a drugie "nastrojone" jest z dokładnością do
nastu kilogramów? Odpowiedź: wydaje się
jasna - NIE, taka współpraca z pewnością nie jest możliwa! Równie
niemożliwe jest by siła wyzwalająca spiżowe forte w grze nawet blisko
stuletnich old boyów (ostatnie występy Horowitza czy Rubinsteina) oraz
równie wspaniałych i równie wiekowych Grand Dames (sorry: BEZ
NAZWISK!) wielkiej pianistyki miała coś wspólnego z tą brutalną siłą, o
jakiej myślą i jakiej szukają notoryczni wzmacniacze palców! To byłoby zbyt
banalne, pianistyka nie mogła by być nazywana Sztuką gdyby sprawy tak właśnie
wyglądały: nie wolno pochopnie wiązać imponującego, budzącego respekt
brzmienia koncertowego fortepianu wyłącznie z działaniem jakiejś niesamowitej
siły fizycznej... - jest to stanowczo zbyt daleko idące uproszczenie. A gra na
fortepianie jest przecież SZTUKĄ. I dlatego z pewnością możemy tu mieć do
czynienia zarówno z jakimiś "sekretami", jak z brakiem świadomości
u wielu nawet znakomitych artystów odnośnie sposobu, w jaki osiągają oni to,
co nas tak bardzo zadziwia. Sensacja i plotka czynią swą powinność siejąc
bzdurę daleko i szeroko. A przecież... Istnieje też druga strona medalu W historii
nauczania pianistyki o zjawiskach z tej sfery dotychczas bardzo mało napisano
WPROST. Tymczasem istnieje coś takiego co JEST, DZIAŁA i w gruncie rzeczy
DECYDUJE o powodzeniu estradowym każdego wykonawcy - aktora, śpiewaka,
piosenkarza, błazna w cyrku, skrzypka na dachu i pianisty przy fortepianie... Dwunanastoletni Michał w poszukiwaniu OBRAZU. Tym czymś jest
zjawisko rezonansu
emocjonalnego, czyli (bynajmniej nie wyłącznie związany z byciem
człowiekiem) fenomen SWOISTEGO SPOSOBU REAGOWANIA na różnego rodzaju
BODŹCE, który powoduje, że w kontaktach między OSOBAMI nie tyle interesuje
nas to, co formalnie zawarte jest w słowach, ile to - co dociera do naszej
podświadomości za pośrednictwem nieuchwytnych dla żadnej aparatury drobnych
mikrozmian intonacji głosu, mimiki twarzy, gestu, "mowy" ciała. Owszem,
przywiązujemy wielką wagę do zewnętrznych form, w jakich wypowiadane są myśli
- wszakże znacznie bardziej jesteśmy zainteresowani INTENCJAMI określającymi
EMOCJONALNĄ POSTAWĘ rozmówcy względem nas. Pytaniem zasadniczym jest: czy ONA
lub ON rzeczywiście mówią SWOJĄ prawdę? Co oni NAPRAWDĘ chcą UZYSKAĆ? Czy ich
słowa są szczere? Czy mogę ICH DZIAŁANIU ufać? Czy w związku z tym mogę się
czuć BEZPIECZNIE? Co JA na tym kontakcie ZYSKUJĘ? Dlatego tak
ważna jest rzeczywista duchowa i emocjonalna aktywność artysty, bo to ona
właśnie powoduję, że TO, co za pośrednictwem konkretnego medium - głosu,
gestu, mimiki, brzmienia instrumentu, ruchu ciała - dociera do odbiorcy:
słuchacza koncertu, gościa na imieninach Cioci, JURORA KONKURSU, krytyka -
jest interpretowane jako osobiste, oryginalne, ważne i godne AKCEPTACJI - lub
NIE! Żywe jest - zgodnie ze stanem faktycznym postrzegane jako żywe (budzące
zainteresowanie); formalne - jako formalne. I już! Yes! Bo
REZONANS EMOCJONALNY, o którym wiedzą od dawna i który poważnie badają psychologowie - niestety
kompletnie nie jest brany pod uwagę przez nauczycieli muzyki w ogóle, a w tym
- pedagogów fortepianu. A przecież to właśnie dzięki temu fenomenowi
potrafimy odróżnić wartościowe - od bezwartościowego w sztuce. I cóż z tego,
że ktoś będzie grać Koncert Chopina z najbardziej źródłowego ze
wszystkich źródłowych Wydań? Wszystkie nuty i rytmy na swoim miejscu, tempa,
artykulacje i dynamiki w porządku - a w środku NUDA, NUDA, formalizm i
jeszcze raz NUDA! Nie samą materią muzyka żyje... Tylko kilkoro Pań i Panów w historii... Było w stu
procentach pewnych, że to nie brutalna siła fizyczna faktycznie jest źródłem
wielkiego brzmienia - oni też wystarczająco wyraźnie wskazali prostą i
skuteczną drogę do sukcesu w pracy nad techniką, dźwiękiem, formą i
interpretowaniem muzyki w ogóle. Chcecie to
wierzcie, chcecie - nie wierzcie, ale do "pokonania" owych 50
gramów "oporu" (że po raz ostatni powrócimy do tego punktu)
doprawdy nie trzeba sił Augusta II Mocnego, który
rozdzierał palcami talię kart - spróbujcie sami), nie trzeba też w palcach
mieć siły pazurów Grizzly. Doprawdy
wystarczy umiejętnie korzystać z tego, czym Natura z tak wielką szczodrobliwością
nas obdarowała! Wyswobódź więc
ręce... Uaktywnij słuch
i wyobraźnię emocjonalną! Zastanów się też nad tym - co rzeczywiście jest
treścią Twojego myślenia podczas gry, a także podczas ćwiczenia, bo... Bo tylko i
wyłącznie to - CZYM ŻYJESZ w graniu (chcesz tego - czy nie) zostanie
odebrane przez słuchaczy jako najistotniejsza WARTOŚĆ wykreowana przez Ciebie
w wykonywanym utworze. Dzieje się tak ze względu na działanie rezonansu
emocjonalnego, który ZAWSZE AKTYWNIE uczestniczy we wszelkich kontaktach
między Tobą i Twoim otoczeniem - ludzkim, przyrodniczym, każdym. Weź to sobie
poważnie do serca - kto wie, może poczujesz się nie tak bardzo samotnie...?! Jest tak
zresztą już od samego początku dziejów: diabeł najwidoczniej też wiedział o
tym i wykorzystując swe zdolności aktorskie skusił Ewę w Raju...!!! Bo - jeśli
będziesz myślał wyłącznie o nutach i - przykładowo - o realizowaniu dynamiki,
o czym mówiła Ci "Pani Profesor na lekcji", to słuchacze bez
wątpienia odczują nudę słuchając Twego (sorry...) grania i choć
otrzymasz oklaski, a może nawet i Gratulacje - wartość tego aplauzu będzie
niewielka... Musisz się
wybić na oryginalność, stać się Artystą - inaczej nici z całej Twojej
pracy... Możesz być
jednak pewien - tego się nie da zrobić tylko "wzmacniając palce"!
Nawet grając coraz szybciej i coraz pewniej, mając do dyspozycji tylko Siłę,
Szybkość i Pewność - staniesz się z wiekiem coraz bardziej niezadowolonym
z siebie, NIEZREALIZOWANYM i dlatego zgorzkniałym człowiekiem. Powiem
szczerze: byłem bardzo bliski tego smętnego ideału. Pracowałem bardzo wiele i
przymuszałem swoich uczniów do coraz to nowych eksperymentów poszukując
sposobów okiełznania klawiatury, która stale okazywała się za ciężka i za
trudna. A przecież to tylko 20 gramów na klawisz; każdy palec waży więcej,
nawet u dziecka... Zdecydowanie
bardziej niż o tę całą SIŁĘ - powinno chodzić o ENERGIĘ, a dokładniej mówiąc
- o RUCH... Dziś wiem, że
ręce, wzmacniane coraz bardziej, wcale nie walczą z oporami klawiatury - ich
siła "zjada samą siebie"; te ćwiczone napięcia potrzebne są do
zwalczania innych napięć powstających w muskulaturze dłoni i przedramienia, a
nie do walki z doprawdy śmiesznie małym oporem klawiatury. Wiem też, że z
tempem nie powinno być w ogóle żadnych problemów - chyba, że zaczyna się o
nim myśleć jak o jakiejś WARTOŚCI NIEZALEŻNEJ (samej dla siebie).
Problemy z tempem są na ogół UROJONE i same znikają gdy tylko nasza uwaga
zacznie być kierowana w stronę muzycznie istotniejszych spraw. Mogę to w
każdej chwili udowodnić! Nadspodziewanie
wiele rzeczy stało się możliwych dla mnie oraz moich uczniów i kursantów
odkąd z Łaski Opatrzności zrozumiałem - co Chopin i Neuhaus mieli nam do
powiedzenia w sprawach techniki gry, a zwłaszcza - technologii nauczania. Nie
mówię, że ich koncepcji nie można interpretować w inny sposób - niż ja to
czynię. Twierdzę tylko, że - po pierwsze: nikt się dotąd poważniej praktyczną
stroną Metody Chopina nie zajmował, a po drugie: że moja interpretacja jest
praktycznie skuteczna. Jedni, Drudzy i jeszcze
wielu Innych poza nimi może to potwierdzić! Jeżeli moje
wyjaśnienia dały Ci cokolwiek do myślenia... To serdecznie
zapraszam do dalszych poszukiwań! Dziękuję Ci za odwiedziny także i na
tej Stronie! Będę wdzięczny za każde Twoje pytanie lub
komentarz! Do zobaczenia - Stefan Kutrzeba PS Powstanie tej strony zostało w pewnym
sensie sprowokowane przez (ok. 1500) Uczestników internetowej Grupy dyskusyjnej
Piano_chat: pianistów-solistów, studentów oraz
nauczycieli fortepianu - głównie z USA i Kanady, ale także z Europy (Francja,
Anglia, Malta, Norwegia), Australii i Azji (Singapur, Filipiny). Wymiana
myśli, w której uczestniczyłem od jesieni 2001 przez dwa lub trzy lata, wiele
mnie nauczyła; włos mi nie raz
siwiał, a i dech zapierało na myśl, że ludziska nadal, w XXI wieku mogą TAK...
myśleć o grze na fortepianie i jej nauczaniu...! Aktualizacja: 2007-02-23 |