Pozwólcie, że przedstawię...

Koresponduję, czasem nawet intensywnie z wieloma byłymi uczniami i uczestnikami moich kursów. Otrzymuję też sporo listów od Osób, które zawitały na moje strony internetowe. Te sympatyczne gadu-pogaduszki podtrzymują na duchu - budują ciepłe, a czasem nawet mocne przyjaźnie i powodują, że mimo upływu lat nie tylko nie oddalamy się od siebie, ale wręcz przeciwnie...

Internetowi Korespondenci na ogół piszą o swoich problemach pianistycznych: szukają recepty na fortepianowe szczęście. Próbuję im doradzać wedle najlepszej wiedzy i woli. Przekonuję, by zaufali chopinowskim regułom, sprawdzonym w ogniu tysiącznych prób; ta idea nie zestarzała się ani trochę. Niestety, z informacji dotyczących możliwości PRAKTYCZNEGO stosowania owych ZŁOTYCH ZASAD, moi Korespondenci wysnuwają niekiedy dość egzotyczne wnioski (przykład Pana Zdzisia, z którym Was wkrótce zapoznam, nie należy do odosobnionych).

Z biegiem lat, z biegiem dni zaczynam rozumieć coraz lepiej dlaczego to, co proponował Chopin i co zostało z rewelacyjnymi skutkami wcielone w życie przez Neuhausa, tak trudno PRZYJMUJE się wśród młodszych i starszych adeptów naszego cudownego instrumentu. Przyczyną tej powolności, tą główną, wedle mojej dzisiejszej opinii, jest INERCJA - artystyczna i duchowa pasywność. Rzecz bowiem nie tyle w braku zdolności do rozumienia muzyki, czy w niedostatkach w sferze ruchowej sprawności niektórych pianistów in spe, ile w typowym dla przeciętnego zjadacza chleba BRAKU POTRZEBY wypowiadania się w bardziej, powiedzmy, wyrafinowany sposób; nie mówię o braku potrzeby GADANIA, absolutnie!

Tego samego pochodzenia mankament (jakiś niedostatek w układzie artystycznych genów) zapewne spowodował, że zamiast szukać nowych muzycznych idei we własnej intuicji i emocji, wielu tzw. twórców tzw. muzyki współczesnej zmieniło komponowanie muzyki w czysto intelektualne igraszki. Podobnego rodzaju artystyczna niepełność pcha ogromną liczbę osób, szczególnie quasi-zawodowo zajmujących się fortepianem, w sidła koncepcji, wedle których TO co interpretujemy jako technikę artystycznej wypowiedzi, rzekomo można rozwijać w kompletnym oderwaniu od artystycznego celu, jakiemu powinna ona służyć. Wiele i wielu z nas w anatomii i fizjologii RĘKI szuka odpowiedzi na najbardziej palące pytania (Finowie mówią w takiej sytuacji: huh, huh!), ekscytuje się tekstem samym w sobie, wzmacnia KONIUSZKI PALCÓW itp. Ta działalność niewątpliwie stwarza iluzję zajmowania się BARDZO WAŻNYMI SPRAWAMI.

Niestety, w rezultacie prowadzi ona jeno do nikąd.

A droga mogłaby być tak prosta...!

Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności niedawno, podczas kursu prowadzonego w jednym z najbardziej muzycznie rozwiniętych krajów naszej Planety spotkalem F., osobę na ogół milczącą i opanowaną; nigdy bym nie podejrzewał, że w tak skromnej postaci kryje się taki ładunek artystycznego talentu! W finałowym koncercie kursu, mimo psychologicznie bardzo trudnej sytuacji (kiedyś pewnie i do tego dojdziemy) - F. stanęła, jak się to mówi, na wysokości zadania i pokazała imponującą pianistyczną klasę! Pogratulowałem Jej bardzo szczerze i pomyślałem, że warto by w jakiś sposób nawiązać z Nią współpracę, bo choć w czasie kursu udało mi się F. w pewnym sensie twórczo ośmielić, to jednak perspektywy, jakie otwarły się podczas Jej występu przed oczami mojej zdumionej wyobraźni, wręcz nakazywały iść dalej.

Nie podlega dyskusji, że wielką rolę w artystycznym formowaniu F. odgrywa Jej świetny Pedagog, z którym nawet przez chwilę miałem okazję rozmawiać (F. studiuje w jednej z najznakomitszych Akademii muzycznych naszego kontynentu). Potem nawiązała się korespondencja - zarówno z F. jak z Jej Pedagogiem. W pewnym momencie przyszło mi na myśl, że chyba warto by zająć się publikowaniem listów F. w Internecie; uzyskałem zgodę. I oto przed Tobą, Dear Visitor, pierwsza próba tego rodzaju: list Miss F. i mój do niego komentarz. Dla zachowania dyskrecji, ponieważ w tej korespondencji mogą pojawiać się sądy wartościujące jakieś zjawiska lub rzeczy - przyjęliśmy za zasadę, że tylko w wyjątkowych przypadkach będziemy wymieniać nazwiska; chodzi o budowanie postaw względem określonych Idei, a nie wywoływanie sensacji czy "robienie reklamy" osobom.

Mam nadzieję, że wielu muzyków (nie tylko pianistów) będzie mogło skorzystać z tej lektury!

SERDECZNIE ZAPRASZAM!

Aktualizacja: 2007-03-06