Gamy i
pasaże; ćwiczenia pięciopalcowe itp.
Jak ktoś naprawdę
chce być zdrowy – to medycyna jest w takim przypadku na ogół bezradna...
Kilka
miesięcy temu napisał do mnie K., aktualnie przygotowujący się do dyplomu w
jednej z tzw. renomowanych europejskich Akademii Muzycznych. Ten młody, zapewne
bardzo utalentowany pianista (osobiście go nie znam, ale CV ma świetne) od
szeregu lat uczestniczy w kursach mistrzowskich w kraju zamieszkania oraz za
granicą. Sądząc z uporu i energii wkładanej w studia, a także biorąc pod uwagę
szerokość Jego zainteresowań (wychodzi to na jaw w korespondencji), wypada
stwierdzić, że K. bardzo poważnie traktuje swe doskonalenie się w pianistyce. Z
uporem jednak omija moje kursy... – sądzę, że doprawdy wiele traci...
Oto
problem, jaki K. postawił przede mną:
"Zgłębiam tajniki sztuki pianistycznej...; ostatnio ćwiczę gamy i
stwierdzam, że mam problemy z równym ich graniem – zwlaszcza na zakrętach.
Podobnie z pięciopalcówką. Co mi poradzisz? Pytam o pieciopalcówkę bo chcę znać
różne spojrzenia na ten problem."
A oto
moja odpowiedź:
-
hmm, jak na studenta dyplomowego roku pianistyki w poważnej Akademii Muzycznej,
sprawa – najdelikatniej mówiąc – wygląda dość dziwnie. Bo jeśli w gamach mamy
problemy z równością, to z pewnością mamy je i w figuracjach, w których "zakręty"
zdarzają się dość często. Z pewnością też podwójne dźwięki i oktawy muszą Ci nastręczać
niemało kłopotów, bo ich trudności są jakby zwielokrotnione w porównaniu z
gamami. Obawiam się w związku z tym wszystkim, że i pasaże nie wyglądają
dobrze, a tu "rada by dusza do raju"...!
Wypada
zapytać: co zrobiono przez wszystkie poprzednie lata nauki dla wyeliminowania w
sumie tak dziecinnych kłopotów? Gdzie są rezultaty tych wszystkich odbytych
kursów mistrzowskich i co spowodowało, że K. musi TERAZ pytać o TAKIE rzeczy?
Zainteresowanych bardziej ogólnym spojrzeniem na tę kwestię odsyłam do
stosownego tekstu i zaraz zabieram się do konkretów, które z punktu widzenia
zasad pracy nad techniką MOŻLIWYCH do odczytania w zaleceniach Chopina i
Neuhausa, są doprawdy oczywiste i proste.
1.
Subiektywne odczucie istnienia oporu klawiatury, uniemożliwiającego uzyskanie
odpowiedniego tempa BEZ POWAŻNIEJSZEGO WYSIŁKU FIZYCZNEGO, jest – głównie –
wynikiem stosowania przez grającego FIZYCZNEJ PRZEMOCY zarówno wobec klawiatury
jak wobec, realnie rzecz biorąc, także całej muskulatury ręki. Bezwładność
klawiszów powoduje, że z im większą siłą je atakujemy palcami, z tym większą
siłą przeciwstawiają się one naszej BEZSENSOWNEJ, niczym nie usprawiedliwionej agresji.
Przymuszanie palców do atakowania klawiatury antagonizuje różne grupy mięśni i powoduje
powstawanie dodatkowych nieprzyjemnych dla grającego spięć, zwłaszcza w obrębie
przedramienia. To są skutki działania praw wykrytych przez fizykę oraz
fizjologicznych oczywistości i żadne autorytety pianistyczne, nawet z Księżyca
lub Antypodów (przykładowo) nie mają tu nic do gadania razem ze swoimi
wszystkimi razem wziętymi osiągnięciami. Bo -
Jeśli ciało A działa na ciało B siłą F (akcja), to B działa na A siłą F1(reakcja) o tej samej wartości, lecz o przeciwnym kierunku.
Inaczej mówiąc: Każdej akcji
towarzyszy reakcja RÓWNA jej co do wartości lecz przeciwnie skierowana.
Jeszcze inaczej: Względem każdego
działania istnieje przeciwdziałanie skierowane przeciwnie i równe co do siły, a
to oznacza, że wzajemne działania dwóch ciał są zawsze równe sobie i skierowane
przeciwnie.
Tyle Newton i fizyka.
Dla
nas, pianistów, III ZASADA DYNAMIKI ma
kapitalne znaczenie w tłumaczeniu wszystkim zwolennikom brutalistycznych,
siłowych rozwiązań kwestii technicznych w pianistyce, że ich koncepcje
dotyczące "wzmacniania palców" są z gruntu
fałszywe, i że w ostatecznym rachunku prowadzą one jedynie do zasilania kas i
kies ortopedów, masażystów oraz innych terapeutów, którzy będą w przyszłości
pracować nad przywracaniem sprawności rąk tak ćwiczących pianistów PO
nabawieniu się przez nich wszelkich możliwych urazów. Jednych te urazy czekają
wkrótce – innych nieco później, a jeszcze innych nie czekają w ogóle; wszak
zdarzają się organizmy "nie do zdarcia"!
Jedno
jest pewne – zasady dynamiki Newtona nie są jakąś wymagającą pianistycznej
akceptacji teorią: one są stwierdzeniem takiego rodzaju Prawdy, na którą nie ma
wpływu nie tylko zdanie katedr pianistyki wszystkich Akademii Muzycznych Globu,
ale nawet opinia Brukseli czy Strassburga!
Czyli:
im więcej siły w uderzeniu palców, tym więcej oporu w klawiaturze. Pomijam
OHYDĘ walenia palcami po klawiszach i słuchania takiego brzmienia; na szczęście
bębniący w fortepian fani siłowego grania nie mają w zwyczaju słuchać efektów
swej pracy, ale gdyby tylko zaczęli – bardzo prędko zaprzestaliby ćwiczyć w ten
sposób, ulżyli palcom, zaznali przyjemności wynikającej z naturalnych form
kontaktu z klawiaturą i stwierdzili, że tempo staje się coraz łatwiej osiągalne
bez potrzeby fizycznego wysilania się, dźwięk pięknieje itd, itp.
Jedyna akceptowalna opcja – to opcja chopinowska: z klawiaturą trzeba
nauczyć się współpracować i używać jej w taki sposób, aby nie potrzeba było
miażdżyć klawiszów ani "przebijać" dźwięku.
Jak tego dokonać?
2.
Trzeba zajrzeć do tego tekstu
i nie tylko zapoznać się z nim, ale starać się ZROZUMIEĆ jego przeslanie oraz
podane w nim instrukcje.
3. Zainteresować się także tymi możliwościami.
4. A
generalnie – trzeba ULŻYĆ palcom przez wykorzystanie naturalnych ODBARCZAJĄCYCH
możliwości ręki, których NABYWA ONA w sytuacji gdy zaczyna działać jakby
prowadziła "wirtualny smyczek" [zob.: odbarczenie]. Podstawowy
błąd grających siłowo bierze się z żyjącej w ich podświadomości, zauczonej na
amen iluzji nakazującej bez końca wzmacniać muskulaturę palców – tak, by
wreszcie kiedyś, po pokonaniu wszelkich ewentualnych objawów bólowych, uzyskać
upragniony stan lekkości przy pokonywaniu "oporów klawiatury"; tak
sobie "wykończył" prawą rękę między innymi Leon Fleisher.
"Silne
palce" to UTOPIA - oczywiście, w odniesieniu do kwestii walki z klawiaturą;
poza tym - bardzo proszę! Owa finalna lekkość właśnie ze względu na w istocie
rzeczy NISZCZĄCY dla muskulatury ręki wpływ owego iluzorycznego (vide: III
zasada dynamiki) "wzmacniania" palców, jest – drogą wybraną przez siłaczy
– nieosiągalna. Waląc i tłukąc w klawiaturę siłacze nie są w stanie
korzystać z REGULUJĄCEGO ekonomikę gry działania własnego SŁUCHU, który stoi na
straży sezamu wygody. Jeśli słuch jest nieczynny – pianista nie ma szans
dotarcia do jakiegokolwiek ergonomicznie prawidłowego rozwiązania.
Podobnie daltonista: nie jest w stanie nauczyć się mieszania farb na
palecie. A pozbawiony smaku: doprawić zupy tak, by nie było potrzeba gotować
jej od nowa...
Palce,
na których poruszanie się kierowana jest uwaga pianistów ćwiczących siłowo,
przymuszane do wykonywania ruchów narzuconych przez koncepcje nie
uwzględniające ich naturalnych możliwości, często "popychane" w głąb
klawiatury przez wyższe (od przegubu w górę) partie ręki – takie palce nie są w
stanie zagrać gamy dynamicznie wyrównanym dźwiękiem; nie są też w stanie
poradzić sobie z "zakrętami", czyli zwrotami kierunku ruchu w
figuracjach (pięciopalcówka jest tu przykładem klinicznym). Wolę
nawet nie wspominać o tercjach, sekstach czy oktawach (op. 25 Chopina
momentalnie przychodzi na myśl). To dopiero musi być HORROR!
Jednak
w tej całej gmatwaninie współzależności i uwarunkowań, niezależnie od tego
JAKICH WYJAŚNIEŃ udzielają instruktorzy (nawet najmniej adekwatne uwagi mogą
prowadzić do znakomitych rezultatów – to jeden z licznych paradoksów
instrumentalistyki), MIMO WSZYSTKO niektórzy adepci wychodzą z opresji obronną
ręką i nawet osiągają sukces. Są to jednak wyłącznie te jednostki, które
realizując nawet najbardziej karkołomne koncepcje, ze względu na kaliber swego
muzycznego talentu – MIMO WSZYSTKO, świadomi tego lub nie – korzystają w tych
zmaganiach z pomocy SŁUCHU.
Wbrew
pozorom, takich JEDNOSTEK nie jest wcale mało; dręczący siebie i udręczeni INNI
dobrze o tym wiedzą! Świat muzyki
jest pełen ludzi zdolnych, dla których PROWADZENIE GRY i ĆWICZENIA SŁUCHEM jest
czynnością realizowaną instynktownie: to są tak zwani "urodzeni
muzycy", którym żadna "koncepcja" nie jest w stanie uczynić
szkody – chyba, że mają pecha uczyć się śpiewu, gdzie z błędami w technice bywa
jeszcze groźniej.
Wniosek
końcowy: pianiści oraz inni instrumentaliści, którym brakuje takiego muzycznego
instynktu, a których talent doprawdy mógłby bardzo pięknie się rozwinąć –
powinni przestać udawać, że wszystko jest w porządku i w końcu "pójść po
rozum do głowy"...
Życzę Im z całego serca sukcesu na tej i innych drogach!
- Stefan K.
Aktualizacja strony: 2010-12-15