|
Technika pianistyczna: gospodarowanie
energią w grze.
Motto: Wiele skomplikowanych czynników
psychofizycznych warunkuje tempo naszych postępów w muzyce. Nie wiemy o nich
zbyt wiele. A przecież ich rozpoznanie, a zwłaszcza zrozumienie sposobu, w
jaki funkcjonują, umożliwiłoby znaczne zwiększenie efektywności naszej pracy. Studiujmy je!
(to tylko mój własny pogląd...) Problem: Wykonawstwo muzyczne jest sztuką
tworzenia pełnych wyrazu BRZMIEŃ w stale płynącym do przodu CZASIE. Myśląc o
wirtualnym i dlatego często w ogóle nie branym pod uwagę podłożu tego co
fizycznie czynimy podczas gry, musimy w pierwszym rzędzie wziąć pod uwagę
właśnie CZAS, który nigdy nie stoi w miejscu – tak to sobie przynajmniej
wyobrażamy. Także więc dla pianisty artystycznie
aktywne towarzyszenie uzyskanemu już dźwiękowi [prowadzenie go słuchem,
wewnętrzne intonowanie] aż do końca trwania jego brzmienia powinno być
czynnością równie NATURALNĄ jak to na ogół bywa u skrzypków i śpiewaków... Pytanie: Czy tak jest właśnie w Twojej praktyce
pianistycznej, Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku tych słów? Oto 11 przykładów omawiających najważniesze - w przekonaniu autora tej Strony –
problemy instrumentalne (tzw. techniczne), z jakimi często zmagają się adepci
pianistyki. Uwaga: lektura komentarzy do kolejnych
Przykładów powinna być uzupełniona wieloma próbami bezpośrednio przy
fortepianie. Nie sądzę bowiem, by dojście do prawdy o zgodnym z zasadami
ergonomii, równocześnie wychodzącym naprzeciw zarówno mechanicznym
właściwościom fortepianu jak naturze muzyki i DLATEGO skutecznym sposobie
pracy nad techniką gry na tym wspaniałym instrumencie, było możliwe dzięki zrozumieniu
nawet najbardziej prawdziwego "słowa". Co dotyczy praktyki – musi być
praktycznie sprawdzone... Serdecznie zapraszam! Przykład I
Podczas gry musimy racjonalnie korzystać ze
wszystkich części rąk nie zapominając, że są one połączone ze sobą oraz
zależne od korpusu ciała; najważniejsze elementy naszego aparatu gry to: A -
bark i ramię, B - przedramię i łokieć, C - przegub, D - dłoń i palce.
Krzywa aktywności poszczególnych części ręki w
czasie gry: A - bark i ramię, B - przedramię i łokieć, C - przegub, D - dłoń
i palce. Prof. J-J. Eigeldinger napisał: "W grze Chopina palce
aktywizowały całą rękę..." - nawet gdyby to była tylko hipoteza to i tak
ze względu na szacunek dla Autora powinniśmy ją wziąć bardzo poważnie pod
uwagę, a przede wszystkim – iść dalej, czyli szukać sposobu racjonalnego
dzielenia zadań między poszczególe części aparatu gry. Powinno być jasne, że
ani jeden z nich nie może być pasywny w grze; słynny relaks NIGDY nie
powinien być rozumiany jako forma pasywności [faktycznie "pełny
luz" = bezwład]. W świetle nawet tak krótkiego
komentarza, mam nadzieję, opinia Prof. Eigeldingera nabiera jeszcze większej
wyrazistości: każda część ręki musi być w sobie właściwy sposób aktywna
podczas gry. Czynnikami ostatecznie regulującymi naszą
pracę teraz, tu i zawsze muszą stale być: jakość uzyskiwanego dźwięku oraz
stan napięć wewnątrz ręki. Musimy ustawicznie zadawać sobie pytanie: czy to,
co udało mi się aktualnie uzyskać, jest właśnie TYM co było oczekiwane? Kto szuka w grze "luzu" – być
może go kiedyś znajdzie, ale czy LUZ ma być w naszej pracy istotnie najwyższą
wartością?
Przykład II
Najczęściej spotykane błędy w operowaniu
energią w grze na fortepianie... To te, do których
popełniania dochodzi gdy ramię, przedramię lub przegub przejmują na siebie rolę
z natury rzeczy przeznaczoną dla ciężaru ręki i aktywności palców. Niedobrze
jest gdy siła mięśni rąk zaczyna wciskać lub "wbijać" palce w
klawiaturę – w ten sposób fatalnie działamy też na naszą (ucznia) psychikę;
uboczną niedogodnością jest tu tendencja do podnoszenia i zaciskania ramion,
do czego musi nieuchronnie dochodzić w takiej sytuacji. Podnoszenie i
zaciskanie ramion trzeba interpretować jako instynktowną SAMOOBRONĘ
grającego; w podświadomości TAK
operującego aparatem gry pianisty niejako automatycznie rodzi się pragnienie
ulżenia przeciążonym przez rękę palcom, a "podciąganie ramion" jest
NIBY szansą ich uwolnienia od tego zbytecznego balastu... Podnoszenie i
zaciskanie ramion prowadzi do wielu bolesnych konsekwencji, z których
pierwszą jest coś na kształt tendencji do "trzymania rąk w
powietrzu", co powoduje konieczność przymuszania niejako uciekających
od klawiatury palców do coraz mocniejszego gniecenia lub
"chwytania" klawiatury, a ostatnią – objawy bólowe w okolicy szyi,
przedramion, barków, przegubu, dłoni... Te wszystkie niedogodności mogłyby zostać
usunięte gdyby do akcji FAKTYCZNIE zostało włączone regulujące szeroko
rozumianą dynamikę gry słyszenie oraz gdyby górne partie ręki zamiast
bezproduktywnie CISNĄĆ na palce, odciążyły je i umożliwiły im NIEZALEŻNĄ i
faktycznie SWOBODNĄ aktywność. Egon
Petri podobno kiedyś powiedział, "Ciężar jest naszym wrogiem" –
zgadzam się z tym poglądem w zupełności, jednak z małym uzupełnieniem: Ciężar
MOŻE być nawet bardzo kłopotliwy, ale tylko wtedy, gdy NIE UMIEMY się nim
posługiwać. Nauczmy się więc korzystać z dobrodziejstw MĄDRZE używanego
ciężaru poszczególnych części naszego aparatu gry – są wielkie! Aby jednak skutecznie kontrolować dowolną
akcję, trzeba mieć pełną świadomość jej parametrów. Kontrola bowiem, to nic
innego jak porównanie uzyskanego rezultatu z rezultatem, na który oczekujemy.
Przykład III
"Piłowanie"...,
"pompowanie"... Gdy mięśnie ramion i
przedramion lub ruchy przegubów są używane jako główne źródło siły w grze –
ich energia służy do wspomagania gniecenia, bicia lub
kurczowego chwytania klawiszów przez palce. Cały system zaczyna
wówczas wykonywać ruchy przypominające piłowanie lub pompowanie: "od
siebie – do siebie, od siebie – do siebie", "góra – dół, góra –
dół", itd. Nie trzeba dodawać, że adepci pianistyki postępujący w
ten sposób uzyskują jakościowo bardzo niedobre brzmienie instrumentu. Chopin w Szkicach
do Metody wspomina o konieczności nauczenia się grania DŹWIĘKÓW DŁUGICH;
na ich przykładzie najłatwiej zrozumieć o co w tej kwestii idzie, bo tzw.
długa nuta, gdy pozbawić ją muzycznej – czyli słuchowej aktywności
(wewnętrznego intonowania, prowadzenia słuchem; jak możemy to jeszcze inaczej
nazwać?) – staje się czasem liczonym zamiast być czasem muzycznie
żywym. Dokładnie to samo można powiedzieć o graniu "dźwięków
krótkich"; gdy zastanawiamy się nad przyczynami braku potoczystości gry
albo nad kłopotami z uzyskaniem odpowiednio szybkiego tempa, przyczyna jest
często ta sama – martwota słuchu i myśli. Brak odczucia ruchu WEWNĄTRZ
poszczególnych dźwięków działa na palce jak wciśnięty hamulec na koła
samochodu. Jedno jest pewne: "piłowanie & pompowanie" po
równi z "wstrzeliwaniem" (wbijaniem, wtłukiwaniem)
wielkich ilości energii stalowymi palcami "dokądś-tam"
w głębi klawiatury musi z jednej strony bardzo szybko powodować uczucie
zmęczenia, wyczerpania siły mięśni, zaś z drugiej powodować powstawanie dźwięków twardych,
"dobitych, przebitych i w ogóle – zabitych". W planie dalszym
staje się to przyczyną narastania lęków, tremy oraz generalnie – braku
pewności siebie. Quasi-naturalnym remedium staje się w tej sytuacji
stosowanie różnego rodzaju wprawek i ćwiczeń "gimnastycznych", co w
końcowym efekcie powoduje powstanie podwójnej spirali: zmęczeń i
wysiłków. Tych, którzy sądzą, że [ta gimnastyka] to jakaś nowoczesna metoda – odsyłam do
znakomitej książki Prof. Ireny Poniatowskiej
"Muzyka fortepianowa i pianistyka w wieku XIX" (Warszawa 1991).
Nihil novi sub sole... Dopiero jednak zapoznanie się z zasadami
dynamiki Newtona prowadzi do wniosku o bezsensowności prób pokonywania
oporów klawiatury siłą. Trzeba tylko wiedzieć – jak korzystać z
dobrodziejstwa ich istnienia, a nie walczyć z czymś co prawdziwie jest
"mechaniczną esencją" klawiatury, bez której wydobywanie dźwięku na
fortepianie byłoby po prostu niemożliwe. Brak akceptacji dla brzmienia niepełnego,
emocjonalnie pustego, artystycznie "neutralnego" – domaganie się od
palców, by głębiej i z PRZYJEMNOŚCIĄ weszły w klawiaturę i WYDOBYŁY, a nie
"wytłukły" z niej pełniejszy, bardziej wartościowy dźwięk
automatycznie spowoduje, że mięśnie zaczną PODCZAS GRANIA niejako
"gimnastykować się" i na skutek tego muskulatura ręki zacznie się
doskonale i doskonale harmonijnie rozwijać w sposób faktycznie dopasowany do aktualnych
pianistycznych potrzeb grającego. Fortepian jest najdoskonalszym instrumentem
do ćwiczenia TAKŻE rąk pianisty i doprawdy nie ma potrzeby poszukiwania tu
jakichkolwiek gimnastycznych uzupełnień. Nie szukają takiej pomocy
skrzypkowie, ani w ogóle żadni inni instrumentaliści i nie zajmują się
jakimiś extra ćwiczeniami gardła śpiewacy – a przecież mogliby, gdyby takie
ćwiczenia miały być im w zdobywaniu techniki pomocne... Przykład IV
"Rozwiązanie" najbardziej powszechne:
bombardowanie klawiszów przez hiperaktywne ("stalowe") palce... Ten niezwykle przykry
dla grającego, słuchacza i instrumentu sposób najprawdopodobniej pojawił się
jako rezultat skądinąd często pożytecznego rozumowania "na chłopski
rozum": ponieważ klawisz bezwarunkowo MUSI zostać naciśnięty w celu
wydobycia jakiegokolwiek dźwięku i ponieważ pianista czasem MOŻE potrzebować
brzmienia o wielkiej sile, więc chyba jednak koniecznie trzeba mocno pchać
palce w klawiaturę, uderzać w klawisze, je gnieść... Dlatego pracę nad
techniką często rozpoczyna się właśnie od takiego punktu: palce mają być
podnoszone możliwie wysoko i z tej wysokości trzeba nimi dziarsko atakować
klawisze. Niekiedy zamiast podnoszenia palców do góry i "bębnienia"
nimi w klawisze stosuje się manewr bardziej podstępny: palce ATAKUJĄ
znienacka uprzednio dotknięte ("wyczute"...!) klawisze; znienacka –
czyli tak, jak zapewne wbija się sztylet w bok wroga lub nadziewa na widelec
ugotowane na twardo jajko uciekające po talerzu. Pewne szkoły gry na
fortepianie tę "metodę" ilustrują obrazem kota z wielkim smakiem
wgniatającego PINESKI w jakieś podatne do tego celu podłoże; wstyd
powiedzieć, ale takie rysunki znam akurat z Finlandii, gdzie aktualnie
mieszkam i pracuję... Oba te warianty są kompletnie
nieracjonalne: one faktycznie IZOLUJĄ całą fizyczną stronę gry od jej
artystycznego zaplecza; aktywność palców staje się w nich wartością samą dla
siebie. Pianista, nie mając możliwości uwolnienia się od myślenia o RUCHACH, nie
ma nawet SZANSY zainteresowania się jakimkolwiek obiektem należącym do domeny
sztuki. Jakość gry oceniana jest niemal wyłącznie pod kątem czystości, tempa
i siły dźwięku; jest to początek końca artystycznego rozwoju tak prowadzonego
pianisty in spe. Dalej: palce
kształcone w pierwszym rzędzie pod kątem zdobycia jak największej FIZYCZNEJ
wytrzymałości i siły, zwłaszcza gdy odbywa się to przy pomocy dodatkowych
ćwiczeń realizowanych w zupełnym oderwaniu od BRZMIENIA i jego słuchowej
kontroli, przestają w ogóle odczuwać kontakt z klawiaturą i nie ma mowy o
żadnej ich WSPÓŁPRACY z instrumentem. Ta ostatnia zresztą nawet teoretycznie
nie pojawia się w polu widzenia reprezentantów szkół siłowych, dla których
celem jest POKONANIE OPORÓW klawiatury, a nie wykorzystanie dobrodziejstwa
ich istnienia. Odczuwanie oporów klawiatury jako UTRUDNIENIA w grze
jest wyłącznie i jedynie REZULTATEM braku umiejętności korzystania z
klawiatury przez pianistów brutalistycznie podchodzących do naszego
szlachetnego instrumentu. W sytuacji NORMALNEJ, nawet gdy mamy do czynienia z
całkiem przeciętnie uzdolnionym uczniem – tempo i siła brzmienia są OSTATNIMI z możliwych do wyobrażenia
problemów, jakie mogłyby pojawić się w związku z oporami klawiatury. W zestawieniu z ok.
50 GRAMAMI nacisku potrzebnego do wydobycia dźwięku, waga palców i ręki + stale możliwa do
wykorzystania moc ich nacisku – stanowią nieomal NIEWYCZERPYWALNY magazyn siły.
Problemem jest tylko jej NADUŻYWANIE i dlatego wyłącznie racjonalizacja
wydatku energii podczas gry, którą da się tylko sterować słuchem (kontrola
dynamiki brzmienia) pozwala na zdobycie upragnionej swobody w grze. Całe to zamieszanie wokół MIĘŚNI w ogóle
by nie mogło powstać gdyby słyszenie było niejako automatycznie włączane do
procesu ćwiczenia i gry oraz gdyby pojawiła się myśl o kontroli swobody, a
nie poszukiwania LUZU w aparacie gry! Jako bezwzględnie konieczne
uzupełnienie Przykładu IV proponuję ten tekst, a szczególnie jego
podpunkty od 9 w dół, czyli aż do końca. Przykład V
Rozwiązanie optymalne... Strumień energii
powinien być kierowany do odpowiedniej STREFY znajdującej się na określonej
słuchem i WYCZUWALNEJ przez czubki palców głębokości klawiatury: tę
umiejętność zdobywamy tylko w trakcie takiego ćwiczenia, podczas
którego staramy się SŁUCHEM koordynować AKCJĘ wyobraźni i palców stale
kontrolując jakość brzmienia oraz KIERUNEK AKCJI: wydobywanie dźwięku
z klawiatury, które powinno być "obudowane" artystycznie zorientowaną,
wirtualnie intensywną akcją wyobraźni – trzeba wyraźnie odróżnić od fizycznego
nagniatania dźwigni klawiszów, jako otoczkę mającego tylko ogólne
wyobrażenie o właściwym charakterzy wykonywanej czynności. Kontrola słuchowa jest odpowiedzialna za jakość
uzyskiwanego rezultatu: zamiast dźwięku zbyt hałaśliwego powinniśmy "od
palców" domagać się dźwięku pełnego, żywego i pełnego blasku, a zamiast
dźwięku zbyt jałowego i cichego trzeba domagać się piana, które jednak
BRZMI... ENERGIĘ DŹWIĘKU w
wyobraźni należy kierować w stronę, w którą prowadzi rozwój frazy. Ruch
palców w sposób naturalny kierowany ma być leciutko do tyłu i jakby spowrotem
w górę (vide: rysunek wyżej, V), co jest
naturalnym skutkiem ich ODCIĄŻANIA realizowanego przez górne partie ręki;
równocześnie – "wirtualny smyczek" świadomie prowadzi rękę w
kierunku zgodnym z ruchem frazy (w lewo lub prawo i zawsze leciutko ku górze). Jeśli połączymy
to ze słynnym portamento (proszę zapoznać się z uwagami V. Horowitza
relacjonowanymi w znanej książce D. Dubala), to przekonamy się, że artystycznie
intensywna gra na fortepianie gwarantuje nieprawdopodobnie doskonałe
rezultaty także w zakresie "gimnastycznej" sprawności palców. Warto wspomnieć, że
quasi-spiralne ruchy aparatu – jakby wymuszane przez wirtualną w ręce
obecność "wielkiego smyczka" – naturalnie obecne w praktyce gry na
fortepianie formowanej na bazie wiedzy o pedagogice Chopina i Neuhausa,
bardzo wyraźnie korespondują z tego typu ruchami, o których mówi słynna Alexander-technique. Jak widać "myśli o naturze prawdy
i perfekcji duszy" mają ten sam kierunek od prapoczątków gdzieś w Indii,
przez TAO, Bacha i Chopina aż do naszych czasów. ZEWNĘTRZNE FORMY RUCHU,
jakiekolwiek by nie były, powinny powstawać jako SKUTEK realizowania konkretnych
zadań muzycznych, a nie być narzucanymi przez taką czy inną teorię
"sposobami"... Wracając do rzeczy -
pianista powinien być zdolny do: 1.
Ukształtowania w swej wyobraźni RUCHOMEJ WIZJI (wyobrażenia) każdego mającego
"nadejść, rozwinąć się i odejść" DŹWIĘKU oraz do... 2. Świadomego nadania
jej (mu) określonego artystycznego ZNACZENIA, czyli - wartości (żywość,
koloryt emocjonalny). Ze względu na istnienie zjawiska rezonansu emocjonalnego, ZWYCZAJNEGO i normalnego między ludźmi
jak grawitacja w świecie materii (obiekty zawsze znajdują się w polu
oddziaływania innych obiektów), realizowanie wyżej wymienionych punktów 1 i 2 ma ogromne znaczenie dla RACJONALIZACJI każdego
wykonanego RUCHU w grze na fortepianie; koncentracja uwagi na artystycznych
elementach gry ZAWSZE powoduje eliminację ruchów instrumentalnie zbędnych i
szybko okazuje się, ile tego BALASTU było! Poza wszystkim, te dwa niewinne
punkty (1 i 2, powyżej) muszą być uznane za kluczowe w realizacji
przynajmniej jednej, pedagogicznie bardzo ważnej chopinowskiej definicji
muzyki: "dźwięk oderwany NIE tworzy muzyki"; muzyka jest dla
Chopina sztuką wyrażania myśli i emocji poprzez dźwięki. Na tę PRAWDĘ nie wolno
zamykać oczu i – zwłaszcza – uszu; chyba, że nie odpowiada nam artystyczne credo
Chopina! Ponieważ w trakcie aktualnej redakcji
tego tekstu jest już po XV Konkursie im. Chopina, z całą satysfakcją muszę
dodać, że moim zdaniem gra Rafała
Blechacza w całej pełni odpowiada wszelkim racjonalnym wyobrażeniom o
tzw. stylu chopinowskim: nasz Laureat, grając, MÓWI - i to wyjątkowo pięknie;
w jego grze ani jeden dźwięk nie jest artystycznie PUSTY! Pod tym względem
gra Blechacza przypomina (nie waham się użyć tego porównania) grę słynnej Jacqueline du Pré.
Bardzo dobre, bardzo dobre! Po prostu znakomite! Kończąc ten punkt dodajmy,
że znana rosyjska nauczycielka fortepianu i świetna pianistka, była uczennica
i jedna z kolejnych żon Teodora Leszetyckiego, A. S. Jessipova (m. inn. S.
Prokofiew studiował pod jej kierunkiem) pisała o konieczności doprowadzania
energii palców do świadomie i ściśle określonego punktu w głębokości, czyli
faktycznie – do którejś ze Stref,
jakie możemy sobie wyobrazić w wielkiej już bliskości dna klawiatury. Jak sądzę,
"punkt" – jako element STATYCZNY – nie tak dobrze odzwierciedla
charakter sytuacji i dlatego bardziej mi tu odpowiada pojęcie STREFA;
strefa bowiem daje możliwość realizowania akcji wewnątrz NIEJ. Jednak chcąc
znaleźć Strefę w praktyce – trzeba najpierw być zdolnym wyobrazić ją sobie; człowiek
przecież nie ma żadnej szansy znalezienia czegoś, o czym nie ma pojęcie jak
to ONO wygląda i nie będzie wiedział, że to – to TO czego szuka, choćby się i
o ONO potknął. Zasada jest jasna: nie wolno wbijać palców poniżej strefy
gwarantującej artystycznie uzasadniony charakter brzmienia; dla równowagi też
trzeba pamiętać, że wydobywanie dźwięku ze strefy zbyt płytkiej będzie
owocowało brzmieniem nijakim. TRZEBA umieć słuchać
własnej gry, przy czym rezultat takiego WSŁUCHIWANIA SIĘ, w pewnym przedziale
jakości nie tylko i nie tyle zależy od genetycznie uwarunkowanej jakości
słuchu pianisty [ucznia, studenta], ile od jego WIEDZY o tym, na jakie
elementy dźwięku należy zwracać uwagę. Przykład konkursowego (XV im. Chopina)
niepowodzenia pianisty o tak nieprzeciętnym talencie jak Stanisław
Drzewiecki dowodzi, że
nie posiadał wówczas tej umiejętności; w każdym razie zamiast pełni brzmienia
miał on na ogół do dyspozycji podczas Konkursu (2005) tylko dźwięk GŁOŚNY, w
dodatku o dość małej skali barw. Wielka szkoda! Cóż jednak...? Dla tak
zdolnego pianisty to wszystko są mankamenty doprawdy łatwe do skorygowania... Jako uzupełnienie
Przykładu V proponuję zapoznać się z treścią niniejszego listu mego chińskiego, że się tak wyrażę,
kooperanta. Przykład VI - Pięć
Wielkich Bonusów
Pełna integracja Systemu... Aby dowolny system mógł
być sprawny nie tylko funkcje jego elementów składowych muszą być ze sobą
skoordynowane, ale i on sam jako całość musi być podporządkowany powszechnie
działającym, a szeroko rozumianym prawom natury. Dlatego, myśląc o efektywnym
kształceniu aparatu gry pianisty, musimy uwzględniać – między innymi –
działanie siły grawitacji, element sytuacji skądinąd nie aż tak istotny dla
śpiewaka czy puzonisty! Ale nie tylko: pianista znacznie bardziej niż inni
wykopnawcy musi sobie zdawać sprawę z LINEARNEJ NATURY CZASU, a także – w
Czasie rozgrywającej się muzyki. I to do tego stopnia, by chcieć wyśpiewać
przyslowiową każdą nutkę. Im bardziej intensywnie to się będzie dokonywało –
tym łatwiej rozwinie się też muskulatura jego rąk i tym dłużej zostanie
zachowana jego sprawność fizyczna (przykłady Artura Rubinsteina i Horowitza
mówią same za siebie). Z chwilą przyjęcia tej niezwykłej NATURALNEJ pomocy
ręka i palce mogą zaprzestać bezsensownej walki z oporami klawiatury,
do której, nota bene, prowadzenia przeznacza je zdecydowana większość
teorii i szkół – poza chopinowską, rzecz jasna [w Polsce niezwykle aktywnie
gimnastykę pianistyczną promuje p. Maria Niemira, w USA na tym polu wyróżnia
się Mrs. Dorothy Taubman,
zaś nowym "odkryciem" niemieckim jest DIPSOKINESIS; za
informację o tej kolejnej rewelacji serdecznie dziękuję Panu Hubertowi Rutkowskiemu!]. Wręcz nie wypada dodawać, że Neuhaus był wobec "nowych gatunków
akrobacji" dokładnie tak samo krytyczny jak Chopin oraz, że powoływanie
się na ich [Chopina i Neuhausa] autorytet przez pedagogów lansujących rozwiązania
siłowo-gimnastyczne jest w związku z tym, delikatnie mówiąc – nie do końca
uzasadnione... Najbardziej naturalną
formą poruszania się DOBRZE WYĆWICZONYCH palców sterowanej przez pełną
talentu głowę jest nie tylko swobodny, ale często – stosownie do
dynamicznego zapotrzebowania dźwięku – także przyspieszony spadek ich
"masy ruchomej" (świetne określenie Godowskiego i idealna realizacja Hofmanna). W zależności od potrzeb możemy zresztą
mieć do czynienia z nieskończonym mnóstwem wariantów kontaktu z klawiaturą:
od ledwie wyczuwalnego dotknięcia (touche) w pianissimo aż do
potężnych uderzeń w fortissimo, różniących się tym od uderzeń
"prawdziwych", że w grze na fortepianie zawsze są one planowane DO
OKREŚLONEJ STREFY [określonego poziomu w głębokości klawiatury] oraz, że ich
energia zawsze musi być wirtualnie MYŚLANA DALEJ – w lewo lub prawo i ku
GÓRZE, tak – jak to możemy obserwować gdy startuje samolot. Nawet bardzo krótkie staccato
jest przecież częścią jakiejś całości i musi być realizowane jako element
większej rozwijającej się linii WYOBRAŻONEGO RUCHU, który powinien w dodatku
posiadać wyraźnie określone obrazowo-emocjonalne tło. W ten sposób realizuje
się artystyczna integracja całego procesu; gra realizowana "fizycznie i
na pamięć" musi być artystycznie pusta, a rezonans emocjonalny wykrywa
ten brak momentalnie. Będąc najbardziej
mobilną częścią ciała, ręka może wykonywać bardzo skomplikowane ruchy. W
kształceniu techniki fortepianowej najbardziej interesuje nas racjonalność
podziału ról i kompetencji między jej elementami, niezbędna do zapewnienia
pełnej ergonomii gry. Analizując tekst Szkiców do Metody Chopina i
teksty Neuhausa, a także biorąc pod uwagę wnioski wynikające z moich własnych
doświadczeń doszedłem do przekonania, że dla zdobycia instrumentalnej
pewności i wygody gry niezbędne jest wykorzystanie zarówno ułatwień
wynikających z działania siły grawitacji, jak dającej radość kontaktu z
klawiaturą naturalnej ruchliwości palców silnie wspieranych przez
ORGANIZUJĄCE i integrujące działanie "wirtualnego smyczka".
Równocześnie jasne jest, że bez udziału wyobraźni (tworzenie wzorców) i
słuchu (kontrola ich realizacji) wszelka czysto mechaniczna aktywność "z
udziałem fortepianu" jest kompletnie nieefektywna, czyli tym samym –
bezcelowa. Wygodę gry zapewniają
cztery pierwsze bonusy: A. Ciężar i energia
każdego palca B. Ciężar i energia
dłoni wraz z palcami C. Ciężar i energia
przedramienia (zawsze wzbogacone przez bonusy A i B) D. Ciężar i energia
całego ramienia (zawsze wzbogacone przez bonusy A, B i C) Rzeczywistą
integrację wszystkich elementów gry umożliwia bonus piąty: E. Wirtualny
"smyczek", którego funkcjonowanie wewnątrz aparatu powinno być
realizowane na wzór prowadzenia smyczka przez wiolonczelistów. Trzeba to
sobie umieć wyobrazić, a sens używania wirtualnego smyczka w grze na
fortepianie można określić bardzo prosto: integruje on wszystkie wirtualne i
manualne elementy naszego aparatu gry i tym samym faktycznie umożliwia zdobycie rzeczywistej śpiewności i lekkości
oraz zachowanie także FIZYCZNEJ ciągłości akcji w grze.
Ręka musi zdecydowanie wspomagać palce w grze,
uwalniać je od konieczności dźwigania jakiegokolwiek nadprogramowego ciężaru.
Palce aktywizują rękę; ich ruch – wirtualnie powstając w wyobraźni, fizycznie
– jest sterowany przez fale neuro-impulsów. Wyobraźnia decyduje, ale
fizycznie – to pianista in corpore posługuje się rękami i decyduje o tym, co
i jak wykonują palce. Faktycznie: "smyczki" (w prawej i lewej ręce
po równi) w znacznym stopniu warunkują stopień wygody gry: więcej smyczka =
więcej instrumentalnego komfortu. Wszakże i tu nie może być mowy o
przesadzie... Instrumentalna
sprawność palców i rąk bezpośrednio zależy tak od umiejętności korzystania z
bonusów A, B, C, D i E, jak od wrodzonej, ale i wytrenowenej, wykształconej RUCHLIWOŚCI
poszczególnych palców oraz elastyczności całego aparatu gry. Jeśli tych
umiejętności nie ma – mięśnie ramienia, przedramienia lub przegubu zamiast
być w przeważającej mierze używane do wspomagania palców przez UJMOWANIE (nie
- DODAWANIE) im ciężaru, są używane jako ŹRÓDŁO SIŁY mającej rzekomo pomagać
im w pokonywaniu "oporów" klawiatury. Gdy dochodzi do sytuacji
pojawienia się takiej pomocy, palce przestają móc aktywizować rękę,
której zdecydowanie największa część (od barku do przegubu) zaczyna je w
najdosłowniejszym sensie tego słowa przygniatać, pojawiają się ruchy
przypominające piłowanie (vide: przykład III) i tak rodzi się znany aż
za dobrze z praktyki drewniany, stukotliwy dźwięk. Niekiedy, ale to dość
rzadka odmiana – taki typ techniki generuje dźwięk, który żargon muzyczny
określa jako "szmaciany"; trudno powiedzieć – co lepsze... Przy
końcu jednak, prędzej czy później musi pojawić się ból; wszystko zaś dlatego, że w którymś
momencie z akcji wyłączyło się ucho, usnęła wyobraźnia, a "smyczki"
wypadły z rąk... Wypada dodać, że stosowanie
"wirtualnego smyczka" wydatnie pomaga w racjonalizacji palcowania
gam, pasażów i wszelkich figuracji. Ze względu na jego aktywność staje się
możliwe płynne funkcjonowania kciuka, który dzięki eliminacji stale w innych
technikach istniejącego "naporu" górnych części ręki na palce,
teraz staje się NORMALNIE elastyczny i nie ma problemów z jego podkładaniem,
przekładaniem i w ogóle z jakimkolwiek jego wykorzystaniem w grze; dotyczy to
także techniki podwójnych dźwięków oraz oktaw. Jako uzupełnienie Przykładu VI raz
jeszcze proponuję ten tekst, a szczególnie jego podpunkty od 9 w
dół. "Wszelka
technika instrumentalna sprowadza się do sztuki artykulacji dźwięku"; obaj
największi geniusze w historii fortepianu – Chopin i Liszt – wyrażali tę
właśnie opinię (podaję za Prof. Eigeldingerem). Dlatego pianista chcący
udoskonalić swą technikę powinien w pierwszym rzędzie zastanowić się nad
możliwościami maksymalnego ułatwienia sobie wydobywania i kształtowania
dźwięku. Pianista musi umieć grać "długo, szybko i głośno" – nie
należy jednak wyobrażać sobie, że do tego konieczna jest jakaś szczególnie
wielka SIŁA. W każdej fińskiej szkole jeszcze kilka lat temu wisiały plakaty promujące
następującą ideę: "GŁOWĄ...! A nie PIĘŚCIĄ...!". Jak się zdaje, tę
samą myśl wyraża cytowana przed chwilą opinia Chopina i Liszta w sprawie
artykulacji. Nie ma lepszego sposobu wcielenia jej w życie jak przez
korzystanie z bonusów oferowanych pianistom przez Naturę. Każdy pasuje do
innej sytuacji: pierwszego używamy prawie zawsze, czwartego najmniej, zaś
funkcjonowanie piątego elementu łączy wszystkie ruchy w jedną integralną
całość. Będąc łącznikiem między wyobraźnią i słuchem a fizyczną stroną gry
"wirtualny smyczek" strzeże samej natury praktycznie REALIZOWANEJ
muzyki zabezpieczając stabilność przepływu energii i ciągłość FIZYCZNEGO
ruchu, przez który dokonuje się WYRAŻANIE ruchu idei, która niegdyś powołała
do życia konkretną frazę i konkretny utwór. Technika pozbawiona
tego elementu nie może być w pełni wartościowa, bo sprawność instrumentalna
zależy bezpośrednio od sprawności myślenia i reagowania na bodźce oraz
kreatywności emocjonalnej, a one muszą w jakiś FIZYCZNY sposób przekładać się
na ruchy. Ponieważ zaś podstawową cechą konstytucjonalą muzyki jest
LINEARNOŚĆ – muzyka DZIEJE SIĘ w czasie – "wirtualny smyczek"
gwarantuje zachowanie ciągłości akcji oraz jak najbardziej REALNIE koordynuje
i spaja ze sobą wszystkie ruchy wykonywane przez pianistę w jeden sprawny,
dobrze zintegrowany system. Nie wolno jednak pod
żadnym pozorem zapominać o doskonaleniu samodzielnej aktywności także samych
palców, bez których wszystkie nawet najpiękniejsze idee i pomysły po prostu
NIE BEDĄ MIAŁY jak dostać się do owej wymarzonej STREFY w głebokości
klawiatury, w której ma powstać wyrażający je dźwięk. Owa samodzielność,
choćby ze względu na linearną naturę muzyki pod żadnym pozorem nie powinna
być kojarzona z pojedyńczymi "impulsami" czy innymi formami ruchu
kierującymi energię palców pionowo w dół, w zdradliwą głębię klawiszów... Przykład VII A.
B.
Nieskończonej ilości stref siły i barw
dźwięku odpowiada... W głębokości
klawiatury można odnaleźć nieskończone mnóstwo stref (diagram "B"),
dotarcie do których (zróżnicowana szybkość i zróżnicowany udział masy) –
konsekwentnie – umożliwia wydobywanie nieskończonej ilości odcieni barwy i
dynamiki (diagram "A"). Większość z nich (B) znajduje się na tyle
głęboko, że palce odczuwają ten poziom JUŻ jako "powierzchnię dna
klawiatury" dającą rękom fizycznie wyczuwalne oparcie. Aby nauczyć się
znajdować je musimy w pierwszym rzędzie zapragnąć tego, a potem – wyobrazić
sobie tę Strefę możliwie najdokładniej; to zadanie NIE TYLKO dla
naszej wyobraźni słuchowej, ale też dla czucia mieśniowego i pamięci proceduralnej. Tradycyjne szkolenie
pianistów w ogóle nie bierze pod uwagę tego bardzo specyficznego problemu.
Adepci fortepianu, na przykład, zmuszeni są zajmować się solfeżem w
identyczny sposób jak śpiewacy, skrzypkowie czy inni instrumentaliści.
Tymczasem dokładność intonacji w czysto wysokościowym aspekcie pianistów w
zasadzie nie dotyczy (zob. Chopina Szkice do Metody, Kraków 1995, wyd.
MUSICA IAGELLONICA, s. 42)! Ze względu na specyfikę swego instrumentu
pianiści powinni szczególnie kształcić swą wrażliwość na dynamikę i barwę, a
także doskonalić umiejętność wirtualnego intonowania wyobrażonych dźwięków –
to wszystko dla zabezpieczenia CIĄGŁEJ aktywności słuchu w czasie gry i
uniemożliwienia artystycznie BIERNEGO ODTWARZANIA skamieniałych, raz na
zawsze utrwalonych utworów "z pamięci". Ponieważ działanie
rezonansu emocjonalnego jest w sferze psychicznej równie stałe i bezwzględne jak
w sferze fizycznej działanie grawitacji, wykonanie pozbawione waloru
wewnętrznego intonowania musi być odbierane jako mechaniczne, trywialne, puste. Przykład VIII Chopin napisał w Szkicach
do Metody (op.cit., s. 42): "Ponieważ intonacja [w sensie
wysokościowym - przyp. S.K.] wynika z nastrojenia, fortepian został
uwolniony od jednej z największych trudności, na jakie napotyka się przy
studiowaniu innych instrumentów." Dlatego właśnie w muzycznej edukacji
pianistów powinniśmy na pierwszym miejscu postawić na rytm i harmonię, a w
kształceniu techniki pianistycznej szczególnie zwracać uwagę na rozwijanie
wrażliwości na DYNAMIKĘ i BARWĘ; bezdyskusyjnie wyjątkowo ważny problem FORMY
domaga się odrębnego opracowania! A.
B.
Nieograniczona ilość stref-warstw w głębokości klawiatury... Diagram "B"
prezentuje kilka stref z nieograniczonej ilości odcieni barwy i siły dźwięku,
możliwych do wyobrażenia sobie i zrealizowania na instrumencie. Faktycznie,
są one brzmiącymi odpowiednikami stref "ukrytych" w głębokościach
klawiatury (diagram "A"). Te obu rodzajów strefy, fizycznie
wyczuwalne przez palce oraz wysłuchiwane jako określone jakości dźwięku
określają główne pole pedagogicznego zainteresowania w profesjonalnym
kształceniu TECHNIKI pianistycznej. Są to obiekty, których kontrola nie tylko
nie nastręcza trudności, ale wręcz bawi – bo daje szansę stałego i
rzeczywistego kontaktu z muzyką, zmuszając zarazem do rzetelnego obserwowania
WSZELKICH ZMIAN zachodzących w brzmieniu instrumentu. Praca tego rodzaju
uniemożliwia pasywne "wytłukiwanie" tzw. techniki; ucho, które
słyszy – NIE toleruje brutalności brzmienia, uniemożliwiającej jakiekolwiek
wsłuchiwanie się w wydobywane dźwięki; nie ma tu znaczenia czy chodzi o utwór
ze szkoły dla początkującej czy o Arabeski Schulza-Evlera nt Walca
Straussa "Nad pięknym modrym Dunajem" (niezapomniany szlagier
Josifa
Lewina – alias – Josepha
Lhevinne). Chopin napisał w Szkicach
do Metody (op.cit., s. 48): "W tym bezmiarze dźwięków odnajdujemy
zakres, którego drgania są przez nas najlepiej słyszalne ". Ta krótka
uwaga wyraźnie wskazuje kierunek, w jakim powinniśmy postępować szukając
najlepszych rozwiązań. W świetle tej, a także innych wypowiedzi
Chopina tym bardziej niepojęty wydaje się fakt powszechnego NIEZROZUMIENIA
następującego STWIERDZENIA Prof. Neuhausa: "Domenę muzyki można określić
bardzo łatwo – jest nią słyszenie." Owo "niezrozumienie" posuwa się
tak daleko, że prowadzi do ośmieszania samej idei SENSOWNOŚCI UŻYWANIA SŁUCHU
przez pianistów przy pracy nad techniką. To przecież oczywiste, że samo
"słuchanie JAKO TAKIE" nie jest w naszej pracy żadną siłą sprawczą
O ILE rozumiemy je tak, że oto biernie przysłuchujemy się swojej grze i nic
więcej. Aktywne wsłuchiwanie się w określone
parametry brzmienia (dynamika, kolorystyka, charakter artykulacji, puls,
wyrównanie, żywość dźwięku, precyzja początków i kultura jego zakończeń, etc)
to nic innego, jak po prostu KONTROLA JAKOŚCI, bez której zamiast
artystycznie wartościowego rezultatu będzie musiał pojawić się bubel.
I z tego właśnie względu SŁYSZENIE w ogóle, a silnie na kontrolę nastawione
wsłuchiwanie się w szczególności, o ile jest realizowane na odpowiednio
wysokim poziomie dokładności, istotnie może być w pracy pianisty nad techniką
siłą faktycznie sprawczą w pełnym tego słowa znaczeniu. Przykład IX –
niedobrze... A.
Powyższy diagram obrazuje sposób, w jaki
zazwyczaj adepci fortepianu przysłuchują się dźwiękowi fortepianowemu: linia zielona pokazuje realny czas trwania dźwięku, linia czerwona obrazuje realny czas zainteresowania TYM
dźwiękiem przez grającego; różnicę zazwyczaj wypełniają "wielkie myśli o
niczym..." Neuhaus radzi pracę
nad techniką gry zaczynać od studium pojedyńczego dźwięku... – trzeba sobie
wyobrazić jego ROZWÓJ, płynność jego istnienia w CZASIE (oto prawdziwie: czas
odnaleziony...!). A rozwój – to przecież ruch, czyli z muzycznego punktu
widzenia niepowtarzalnie wartościowa, szczególna własność, którą brzmieniu –
W PRZYPADKU PIANISTY – może nadać jedynie wyobraźnia wykonawcy, która
sprawia, że dzięki rezonansowi emocjonalnemu owo przez wykonawcę świadomie
wsparte i umocnione ŻYCIE DŹWIĘKU może zostać dostrzeżone przez słuchaczów;
pierwszym z nich POWINIEN BYĆ oczywiście sam grający. Trzeba w jakimś
sensie uzasadnić, uprawomocnić "taki-to-a-taki" rodzaj dźwięku,
fortyfikując jego wirtualne zaplecze w emocjonalnie wyrazistym, barwnym,
interesującym obrazie (myśli-idei). Wykonawca musi dbać o pełną
zgodność tego co dzieje się w jego myśli i uczuciach z tym co wyczuwa jako
dominujący koloryt w artykułowanym właśnie dźwięku. Spróbuj to przećwiczyć na
najprostszej piosence albo, na przykład – na pierwszym temacie (to
prościutkie unisono) 1-ej
części III Koncertu Rachmaninowa! Czym żyją Twoje
myśli, co odczuwasz jako najbardziej właściwe dla tej muzyki, a co NAPRAWDĘ
słyszysz w Twoim dźwięku? Tylko proszę nie
mówić, że "instrument nie stroi"...! Czy uchwyciłeś JAKOŚĆ
brzmienia, którą możesz zaakceptować? I pomyśl jeszcze, by frazy nie kończyć
pesymistycznym akcentem kierując jej energię w dół; to co aktualnie grasz to
przecież TWOJA własna energia i Twoje własne dzieło: to nie kompozytor tworzy
TERAZ tę muzykę, to Ty sama, Ty sam! Trzeba każdą frazę – po to mamy zarówno
wyobraźnię jak i "smyczki" wewnątrz naszych rąk – pięknie
zaokrąglić ku górze, tak – by jej energia za chwilę znów zaczęła nam służyć,
dalej i dalej bez końca. To nie żadna mistyka, metafizyka, ani mistyfikacja.
To rzeczywista METATECHNIKA pianistyczna à la Chopin – i à la Neuhaus, oczywiście. Podobnie jak z
pojedyńczymi dźwiękami postępujemy z wszystkimi po kolei frazami, łącząc je w
jeden wielki łańcuch określany mianem w muzyce najważniejszym: mianem Formy. Przykład X –
niedobrze... B.
Linia zielona obrazuje realny czas brzmienia
"dźwięków krótkich"; linia czerwona pokazuje czas, w jakim temu brzmieniu towarzyszy
słuch profesjonalnie niewykształcony i równocześnie mało zainteresowany
muzyką; uwaga "gaśnie" po każdym dźwięku – zakładając nawet, że
taka aktywność w ogóle była wcześniej obecna ... To wszystko jednak DAJE SIĘ
znakomicie korygować, kształcić i rozwijać. Powyższy diagram
demonstruje bardzo niedobry wariant rozwiązywania problemu dźwięków
krótkich. Dźwięki krótkie bardzo często "demolują" Frazę, a w
następstwie – także i Formę jako całość. Poza wszystkim, quasi-mandolinowe
"wyszarpywanie" dźwięku jest fizycznie męczące: trzeba albo
"dziobać" klawiaturę zazwyczaj bardzo przy tym naprężając mięśnie
albo rzeczywiście "szarpać" ją w sposób przypominający wydobywanie
dźwięku w grze np na mandolinie, tyle, że biorąc pod uwagę fortepian – o
kontroli słuchowej można w podobnych wypadkach mówić tylko z dużym
przymrużeniem ucha. Koncentracja uwagi na ruchu faktycznie NIEWYGODNYM
eliminuje szansę zajmowania się w czasie jego realizacji czymkolwiek więcej
ponad to czysto fizyczne zjawisko; znam ten "ból" z wieloletniego
osobistego, także pedagogicznego doświadczenia. Na szczęście w moim przypadku
to już tylko historia! Przykład XI –
zdrowo, prawidłowo... A.
Wszystko zaczyna się od prawidłowego – muzycznie
wartościowego wyintonowania jednego rzeczywiście DŁUGIEGO dźwięku. Słuch wirtualnie (w wyobraźni) ROZWIJA dźwięk od początku do końca. Na
zakończenie staramy się "zaokrąglić" go tak, aby zaowocowało to
emocjonalnie pozytywnym echem; następuje jakby otwarcie drogi... B.
A jeśli wiele drobnych, krótkich
dźwięków? Musimy postępować – oczywiście – podobnie! Nawet przy staccato nie
ma mowy o jakimkolwiek rozdzielaniu elementów budowanej Formy: przerwanie
brzmienia nie może prowadzić do przerwania myśli muzycznej, TWORZENIA
(wyobrażania sobie rozwoju) linii, czyli – do przerwania aktywnego
towarzyszenia SŁUCHEM brzmieniu. Aktywność obu tych procesów dzięki
rezonansowi emocjonalnemu zostaje odebrana przez słuchacza i wyzwala jego
aktywność odbioru muzyki, pobudza jego ZAINTERESOWANIE faktycznie, a nie
formalnie dziejącej się akcji muzycznej... Tak właśnie wyobrażam
sobie myślenie o technice fortepianowej w chopinowsko-neuhausowskim stylu i
duchu. Oczywiście, możemy mówić jedynie o jakiejś formie interpretacji ich
idei. Swoją drogą – bardzo byłbym zainteresowany w poznaniu innej propozycji
rozwiązania enigmy pedagogiki Chopina! Oczekuję zwłaszcza na Twój głos! By dokładnie zrozumieć, o co w przykładach
X i XI chodzi – najlepiej jest spróbować wydobyć z fortepianu kilka dźwięków
PUSTYCH, dosłownie wyłączając "czucie i myślenie", a potem dla
kontrastu spróbować te same lub inne brzmienia WYPEŁNIĆ dowolną, byle
emocjonalnie wyrazistym OBRAZEM, jaki uprzednio trzeba na tę okazję wykreować
w myśli. Epilog Moja interpretacja
Metody Chopina mogła była powstać i zostać wprowadzona do mej codziennej
praktyki pedagogicznej głównie dzięki współpracy z Prof. Walerym Klimowem:
akompaniowałem podczas jego kursów mistrzowskich w Bad Sobernheim przez ponad
200 (300...?) niezwykłych godzin, w czasie których obserwowałem może nie tyle
jakieś cudowne skutki jego pracy z niejednokrotnie nawet bardzo już
konkursowo utytułowanymi studentami, co fenomenalne działanie jego własnego
aparatu gry... Wiele też zawdzięczam
uczestnictwu w dziesiątkach lekcji prowadzonych przez byłych studentów i
asystentów Prof. Neuhausa (L. Naumowa, V. Gornostajewę, J. Zaka) oraz Prof.
Igumnowa (J. Milstein, J. Flier, L. Oborin, E. Timakin), których słuchałem
tak w Konserwatorium im. Czajkowskiego w Moskwie jak w Centralnej Szkole
Muzycznej przy tym konserwatorium. Wyniki moich osobistych studiów nad Metodą
Chopina były i nadal są nieustannie sprawdzane podczas licznych eksperymentów
pedagogicznych i kursów, realizowanych głównie w Finlandii i w Polsce. Podsumowując
wszystkie jedenaście punktów chcę teraz przedstawić kilka wniosków: 1. Ponieważ nie co innego jak właśnie artystyczna kreatywność decyduje o
fizycznej wygodzie gry a nie odwrotnie, zdobywanie fortepianowego mistrzostwa
należy zaczynać od doskonalenia tej właśnie strony. 2. Aby muzycznie naturalne i artystycznie cenne, INTENSYWNE canto
narodziło się i zostało odebrane jako wartość przez słuchacza – musi ono
najpierw realnie zaistnieć (być wykreowane z użyciem WOLI lub dzięki
naturalnym właściwościom TALENTU) w wyobraźni grającego. Rezonans emocjonalny
wykrywa i odrzuca wszelkie UDAWANIE w tym względzie; niekiedy zresztą bardzo
żywiołowo... 3. Nie powinno być najmniejszej wątpliwości, że instrumentalna łatwość i
lekkość gry nie może być wiązana z żadną słabością dźwięku. Stosujac
chopinowskie zalecenia w praktyce pianiści mogą być pewni zdobycia takiego
typu siły i pewności gry, która dla nieświadomych rzeczy konkurentów o
porównywalnej skali talentu może być tylko marzeniem; musimy być realistami –
cuda zdarzają się głównie na płaszczyźnie moralnej, czyli tam, gdzie ich
najbardziej potrzeba! Natomiast w kwestiach techniki kolorowe marzenia i
małojasne wyobrażenia należy po prostu zastąpić wiedzą. Jak powiadał Prof. Karol Szafranek,
"Ameryka została odkryta przez Kolumba dawno temu, nikt z nas nie musi
jej odkrywać na nowo – to kosztuje zbyt wiele, choćby czasu...!" 4. W związku ze wszystkim wyżej powiedzianym powinniśmy raz na zawsze
zdać sobie sprawę z tego, że w pracy nad instrumentem ostatecznym celem nie
jest zdobycie jakiegokolwiek LUZU, który dla wielu uczących się gry na naszym
wspaniałym instrumentem – jak się zdaje – jest wartością, do której wzdycha
się najbardziej intensywnie, a uaktywnienie nigdy dość kreatywnej wyobraźni
muzycznej i rozwijanie umiejętności posługiwania się nią w codziennej
praktyce. 5. Swoboda w posługiwaniu się klawiaturą oto – spoglądając na problem od
strony instrumentalnej – wartość, którą naprawdę warto być zainteresowanym.
Bądźcie jednak – Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku tego tekstu – pewni,
że zdobędziecie ją najszybciej zaczynając jak najbardziej intensywnie
pracować nad artystycznym wyrazem Waszej gry. To bowiem, co naprawdę
wykonawca-muzyk nie tylko in spe powinien ćwiczyć, to umiejętność
czytelnego WYPOWIADANIA własnych myśli i odczuć, stanowiących Waszą (i naszą)
duchową reakcję na pozostawione nam przez kompozytorów teksty utworów. Abyśmy
mogli nasze "myśli i uczucia" wyartykułować w dźwięku fortepianu
(skrzypiec, klarnetu, wiolonczeli), one – te myśli i uczucia – muszą się w
naszych głowach i sercach najpierw w ogóle narodzić; trudno nauczyć się mówić
nie mając NIC do powiedzenia lub nie mając CHĘCI powiedzenia czegokolwiek; to
byłby taki jakiś muzyczny autyzm. 6. Efektywność naszej pracy mocno zależy od umiejętności racjonalnego
gospodarowania ENERGIĄ, a właściwie – ENERGIAMI, które sami wytwarzamy. Co
małowprawnego pianistę kosztuje bardzo wiele wysiłku, wprawnego kosztuje
nieomal nic. Wypada jednak wspomnieć, że myśląc o ENERGII powinniśmy brać pod
uwagę nie tylko SIŁĘ poruszającą nasze palce, ale również, a może nawet
przede wszystkim te SIŁY, które wyzwalają potrzebę artystycznego
wypowiedzenia się przez dźwięk fortepianu. Dopóki te wyższego rzędu energie nie zostaną w naszej psyche
wytworzone i uruchomione, nie ma co myśleć o pełnym, a nawet o jakimkolwiek
sukcesie. To tak, jakby ktoś chciał wygrać wojnę nie mając żadnego planu
strategicznego; będzie tylko na próżno tracić żołnierzy. 7. Zastanawiając się nad korektą własnego sposobu gry – weź więc pod
uwagę następujący problem: co jest na prawdę CELEM, jaki sobie stawiasz
siadając do fortepianu i czy – Twoim zdaniem – faktycznie postępujesz
racjonalnie chcąc go osiągnąć takim sposobem, w jaki aktualnie pracujesz? By zdobyć doskonałą
technikę, potrzebujemy zdolności, świadomości zasad działania oraz dużo mądrej pracy wspomaganej
przez ambicję i wolę. Jeśli któregoś z tych elementów zabraknie, to sukces będzie poza naszym
zasięgiem. Tu cudów nie ma, nie było i nie będzie. Kończąc zapewniam, że
w wielkiej tradycji skrzypcowej – reprezentowanej przez takich mistrzów jak Huberman, Ojstrach, Menuhin – mamy do czynienia z dokładnie takim
samym sposobem podejścia do problemu kształcenia techniki instrumentalnej.
Nie ulega też kwestii, że dla Chopina wzorem w pedagogice naszego instrumentu
było bel canto, w którym nie ma mowy o zaciśniętym gardle i krzyku
(zamiast boskiego portamento, o którym wspominał także Horowitz).
Jest to właśnie ta droga, którą tu proponuję! Z serdecznymi pozdrowieniami - Stefan Kutrzeba
Prezentacja druga: link, prezentacja trzecia: link. Coś niejasnego? Zapytaj! Napisz! Porozmawiajmy! Aktualizacja: 2007-02-12 |